Quantcast
Channel: Spanking - filmy, opowiadania, zdjęcia, dyskusje
Viewing all 1081 articles
Browse latest View live

czy dostawałyście lania od Mamy

$
0
0
czy dostawałyście lania  od Mamy?

Kara od męża część 1

$
0
0
Amanda (Magdalena):
Przyjechałam do chłopaków i Aleksa wcześniej niż się umawialiśmy. Przywiozłam z sobą obiad. Otworzył mi drzwi zapinając koszule. Nie mogłam oderwać wzroku od jego klatki piersiowej, tak dawno nie widziałam jej nagiej.
– Wejdź. – Nie byłam w stanie wykonać kroku. – Amanda! Wejdź. – Uśmiechnął się.
– Przepraszam, zamyśliłam się.
– Ciekawe nad czym? – zapytał zapinając ostatni guzik.
Weszłam do domu, który kiedyś był moim domem, a teraz tylko domem moich synów. Kiedyś się upierałam by go na mnie przepisał, ale… ale teraz gdy już ten dom był w połowie mój, to nie miało żadnego znaczenia. Byłam suką, ale nie taką, by nakazać mu mieszkać ze mną jeśli on sam tego nie chciał.
– Niebieski czy zielony? – zapytał trzymając dwa krawaty w dłoni.
– Ten zielono-czarny. Modny w tym sezonie – odpowiedziałam i patrzyłam jak do czarnej koszuli wiąże ten element męskiej garderoby. – Może ci… – Już miałam do niego dopaść, ale mnie powstrzymał słowami:
– Radziłem sobie sam tyle czasu, poradzę sobie i tym razem.
– Rozumiem. Czyli nadal mamy chłodne dni? – zapytałam retorycznie nasz obiad do piekarnika by go podgrzać.
– To nie chłodne dni, Amando, to chłodny stan.
– Wyleczyłeś się ze mnie? – zapytałam z nadzieją, że zaprzeczy.
– Z ciebie, jasne, bez problemu. Tylko, że z miłości do ciebie nie i nie zaprzeczam temu. Jeśli się nie uda i się rozstaniemy, prawdopodobnie do końca życia będę sam, ale wolę to niż się z tobą męczyć – odpowiedział i zaczął chować jakieś dokumenty do teczki.
– Męczyłeś się? – dopytywałam.
Spojrzał na mnie. Nasze twarze dzieliło kilka kroków, ale ani ja ani on nie mieliśmy zamiaru ich wykonać.
– Czasami tak. Mam trzydzieści lat, potrzebowałem żony, a nie rozkapryszonego dziecka.
– Jestem nastola…
– To wyjdź. Albo będziesz kobietą i będziesz bywać nastolatką i dajemy sobie szanse, albo zostań nastolatką i bywaj kobietą od wielkiego dzwonu, ale wtedy nie zawracaj mi dupy swoją obecnością.
– Wiesz, że jesteś coraz ostrzejszy w słowach? – zapytałam ze łzami w oczach.
– Wiem, ale czułe słówka nam nie pomagały, może zimny prysznic postawi cię na nogi.
Położyłam dłoń na jego klatce piersiowej, bo akurat starał się mnie wyminąć. Potarłam ją delikatnie, tak jak zawsze lubił.
– Weź rękę – polecił. Nie posłuchałam. Pocierałam dalej.
– A może tak wzięlibyśmy zimny prysznic razem, potem się rozgrzali.
– Może, ale w innym czasie, jak już pokażesz, że stać cię na więcej niż bycie moją prywatną prostytutką. Zabierz łapkę.
Uśmiechnęłam się z niedowierzania, przecież zawsze to na niego działało. Jak on mnie nazwał? Prywatną prostytutką? Jak w ogóle śmiał? Nie miałam jednak czasu o tym myśleć, bo poczułam jak coś boleśnie szmyrnęło mnie po ręce, w okolicy dłoni. Szybko zabrałam element mojego ciała z jego torsu.
– Bolało – poskarżyłam się.
– Wiem.
– Nic nie powiesz? – zapytałam. – Nie wyjaśnisz?
– A co tu jest do wyjaśniania? Nie życzyłem sobie by być dotykany. Zakomunikowałem to dwukrotnie, raz zwyczajnie, raz ostrzej. Żaden sposób nie zadziałał, więc sięgnąłem po jedyny jaki do ciebie jeszcze czasami dociera i daje do myślenia.
– Dobrze, przepraszam. Nie będę pana obrażalskiego tykać – powiedziałam najbardziej obojętnym tonem jaki potrafiłam przybrać.
– Nie będziesz, choć widzę w twoich oczach, że masz kurewską ochotę mnie dotykać. Jeszcze większą ochotę masz bym to ja dotykał ciebie. Jaka szkoda, że jednak nie skorzystam z propozycji i nie będę cię pieprzył ani w łóżku, ani na stole, ani na komodzie, ani na dywanie, ani pod jebanym prysznicem!
– Zacząłeś krzyczeć – zwróciłam mu uwagę.
– Wiem, bo chcę by coś dziewczyno do ciebie dotarło. Pozwól no ze mną. – To mówiąc chwycił mnie za ramie i podprowadził do lustra. – Postaw między nami kreskę. Nie jesteśmy razem, mamy tylko razem dzieci.
– Mamy obrączki…
– Utknęła – usprawiedliwił się. – Przychodzisz tutaj jako matka moich dzieci, przede wszystkim, a nie jako moja kochanka, więc nie licz na to, że cię wezmę, w efekcie będą ochy i achy, a potem zgoda. Zawsze tak było, ale już dość. Chcesz zgody, to się wykaż czymś innym niż dupą, bo nie masz już piętnastu lat i nie jesteś dziewicą a ja nie jestem pierwszym z adoratorów by się do ciebie dobrać. Będę już leciał.
– Myślałam, że zjemy…
– Przyzwyczaj się do jedzenia w samotności, bo może nam się jednak nie udać. Nie róbmy sobie nadziei.
– Okay, skoro tak wolisz.
– Tak wolę. Byłbym wdzięczny gdybyś znalazła chwilę i umyła okna. Jeśli nie znajdziesz chwili, to trudno, wynajmę…
– Znajdę.
– W takim razie dziękuje – rzekł stojąc już w progu.
– Mogę cię prosić byś przestał być taki chamowaty i wulgarny, bo niekiedy…
– Postaram się, ale nic nie obiecuje. Do dwudziestej pierwszej.
– Nie lubię prowadzić po ciemku.
Liczyłam na to, że zaproponuje mi kanapę, chociażby kanapę, ale on tylko wzruszył ramionami i powiedział niepewnie:
– To było do mnie? Mam ci wynająć szofera byś mogła mi pomagać? Jeśli nie chcesz, to…
– Nie, dobra, Olek. Uznajmy, że tego nie powiedziałam.
– Okay, zatem tak uznajmy. Zatem do późnego wieczora.
Już miał odejść, ale go zatrzymałam. Bardzo nie chciałam się z nim rozstawać.
– Zrobić ci kolacje, może masz ochotę na coś…
– Nie, nie musisz.
– Ale mogę i tak będę siedzieć, a oni się już ładnie sami bawią. Mogłabym teraz póki są grzeczni...
– Pierogi.
– Co? – byłam naprawdę zaskoczona, przecież wiedział ile jest przy tym roboty, bo sam kiedyś mi pomagał i wydawał się padnięty.
– Pytałaś na co mam ochotę. Odpowiadam więc, że na pierogi, najlepiej ruskie, ewentualnie z serem.
– Dobrze, zrobię ci…
– Nie musisz – odpowiedział niemal natychmiastowo. Aleks zaczął być prawdziwym mistrzem w przerywaniu mi i zdawkowym odpowiadaniu „nie”, „tak” i najczęstsze „nie musisz”.
– Chcę – rzekłam pewnie.
Nie odpowiedział już nic. Po prostu wychylił się, chwycił za klamkę i zamknął drzwi. O mało mnie tymi drzwiami nie… na szczęście zdążyłam się odsunąć. W ogóle nie był delikatny i wydawało się jakby wcale o mnie nie myślał. Sukinsyn jeden! No ale sama sobie na to zasłużyłam i teraz przyszło mi wypić to piwo.
Spojrzałam na moje dzieci. Obydwoje siedzieli w kojcu i bawili się, każdy czymś innym. Patryk wszystko wyrzucał, a Kamil trzymał jeden pluszowy samolot i oglądał go z każdej strony.
– Pierw okna, czy pierogi? – zapytałam się chłopaków.
– Ogi – odpowiedział Patryk.
– A ty? Okna czy pierogi? – zapytałam się Kamila patrząc na niego z góry.
– Elogi – odpowiedział.
– Jesteście jak ojciec. Zawsze zaczynacie od tego co najgorsze – skwitowałam no ale wyjęłam stolnice i zabrałam się do wyrabiania ciasta.

Aleksander (Samuel):
Wróciłem do domu, przekręciłem klucz w zamku. Umyte okna rzuciły mi się w oczy jeszcze od zewnątrz. One, kurwa, aż lśniły. Wtedy zastanawiałem się jak być tu dobrym dla kobiety, skoro pożądanych efektów dobrocią się na pewno nie zdobędzie. Przynajmniej w przypadku Amandy dobrocią niewiele można było wskórać.
– Cześć wszystkim – powiedziałem i zasiadłem przy stole w jadalni.
– Podam ci kolacje. Zaraz dokończę. Miałeś być po dwudziestej pierwszej, a nie po dziewiętnastej.
– Wpadłem sprawdzić czy moi synowie są bezpieczni i czy ich matka nie leży pijana do nieprzytomności pod stołem – rzuciłem niezbyt uprzejmie. Amanda to przemilczała.
– To mam ci ugotować te pierogi, czy…
– A bo ja wiem? Jeśli chcesz to gotuj, ja chętnie zjem
– Aleks skończ, proszę cię. Na dłuższą metę się tak nie da. Ty nawet nie starasz się być uprzejmy – zarzuciła mi winy i wkładała pierogi do gotującej się wody.
– Ale ty nie zasłużyłaś sobie na moją uprzejmość.
– Jakbyś nie zauważył, to cię informuje, że cały czas się staram zasłużyć!
– Nie krzycz mi tutaj. Nie pozwolę abyś mi tutaj wykrzykiwała swoje racje – powiedziałem znacznie ostrzej niż zamierzałem i chyba sam się lekko uniosłem.
– Przepraszam. – Te słowa w ustach moje żony mnie bardzo zaskoczyły. – Nie powinnam krzyczeć w twoim domu, tu masz racje. Nie będę. Przynajmniej się postaram by nie…
– Nie wykrzykiwać swoich racji, albo raczej głupot. Masz to na co zasłużyłaś. Cały nasz związek i małżeństwo było twoją pracą, a teraz odbierasz swoje wynagrodzenie za nią.
– Może lepiej mi tego nie wynagradzaj – zaproponowała.
– Nie jestem jak ci niektórzy pracodawcy co nie łożą wynagrodzenia słusznie należnego, ja jestem, Amando, bardzo sprawiedliwy w tej kwestii, zawsze wszystkim moim pracownikom płacę i to w czasie. Tylko tobie z racji że jesteś moją żoną trochę tą pensyjkę w czasie odłożyłem, ale bez obawy, oddam z odsetkami.
– Zrozumiałam metaforę – odrzekła mieszając.
– Wiem, jesteś przecież niezwykle inteligentna. – Wyjąłem z teczki dokumenty i zacząłem je wypełniać.
– Wolałabym w takim razie ponosić konsekwencje od razu, a nie potem z odsetkami.
Spojrzałem na nią. Stała z metalową łyżką, nienaturalnie wielką z dziurami. Patrzyła na mnie.
– Rozpatrzę twój wniosek.
Amanda wypuściła powietrze jakby od niechcenia.
– To bez sensu, to jak walka z wiatrakami.
– Witaj w klubie, ja od kiedy cię poznałem czuje się właśnie Don Kichotem. – Uśmiechnąłem się do niej ironicznie.
– Mam zjeść z tobą, wyjść, czy czego sobie pan życzy? – zapytała bezczelnie. Widziałem, że już puszczają jej nerwy. Nie chciałem jej poniżać, ale musiała dostać nauczkę i to porządną nauczkę, tylko w taki sposób mogłem ją czegoś nauczyć.
– Zaprasza do stołu.
– Być dalej mógł się nade mną znęcać?
– Nie znęcam się nad tobą. Ja tylko ubieram moje uczucia w słowa i wyrzucam je z siebie by dać ci do zrozumienia do czego doprowadziłaś.
– Olek, ale ja to już wiem. Wystarczy, naprawdę.
– Ja zadecyduje kiedy wystarczy. To, że wczoraj zjedliśmy razem kolacje i wydawało się, że coś do ciebie dotarło, oraz to, że dzisiaj mi się podlizujesz nie zmaże twoich zdrad i nieodpowiedzialności oraz głupoty. Twój syn mógł umrzeć gdyby wypadł z tego okna, bo ważniejszy był papierosek i kolega. Ja już dawno mogłem założyć pętle na szyje, gdybym miał słabszą psychikę bo ile można znieść kłamstw i zdrad, do cholery! – warknąłem i uderzyłem w stuł dłonią w której trzymałem papiery. Wstałem energicznie i zbliżyłem się w jej kierunku. – Są jeszcze twoje kaprysy, pobudki, rzucanie przedmiotami, tupanie nóżkami, policzkowanie bo Amanda chce dostawać zawsze to co chce i zawsze ma być po jej. Ale z tym już koniec, bo ja sobie więcej nie pozwolę. Chcesz ze mną zjeść, zapraszam, możemy powymieniać poglądy i porozmawiać. Nie chcesz, to dziękuje za kolacje i wypad do siebie.
– Mówisz tak jakby ci nie zależało – powiedziała ze łzami w oczach. Jej twarz była na jakieś trzydzieści centymetrów od mojej klatki piersiowej.
– Zależy mi. Gdyby mi nie zależało, to teraz bym się z tobą pieprzył, ale mi zależy i to na czymś więcej niż dobrym seksie. Nałóż nam kolacje, a ja się przebiorę w coś luźniejszego. Zajrzę też do chłopaków.
– Śpią, wymęczyłam ich.
– Czym? – zapytałem z codziennym uśmiechem odwracając się w jej kierunku.
– Tańcem.
– Przecież ty nie lubisz…
– Ale umiem, a oni lubią. Ty też lubisz, prawda?
– Nie tańczyłem od… chyba od wesela Majki i Patryka – przyznałem sam przed sobą. – A może się mylę – dodałem.
Amanda wyłączyła palniki. Zbliżyła się do mnie. Jej dłoń znów dotknęła mojej klatki piersiowej. Znów ją pocierała, tak jak kilka godzin temu. Lekko poluzowała mój krawat i odpięła ten guzik znajdujący się przy samej szyi.
– Co ty wyprawiasz? – zapytałem.
– Nie chciałam byś się udusił. Zatańczmy, teraz, proszę.
– Amanda, nie…
– Tyle chyba możesz dla mnie zrobić. Takie podziękowanie za…
– Za co? Za twoje kaprysy, nieodpowiedzialność czy alkoholizm? – zapytałem starając się przybrać najbardziej surowy z surowych tonów i zrobić naprawdę kamienną twarz.
– Za te wszystkie noce, za dobry seks, za dwójkę wspaniałych synów. Nie zaprzeczysz, że to wszystko ci dałam ja, prawda?
– Nie lubię kłamać. Masz racje, to mi dałaś, ale dałaś też wiele, wiele więcej i to mniej pożądanych i chwalebnych…
– Wiem i już nieraz cię za to przepraszałam. Proszę cię tylko o jeden taniec.
– Dobrze – przytaknąłem i już po chwili po salonie zaczęła rozbrzmiewać melodia. Wolna, spokojna. Wyciągnąłem dłoń w jej kierunku, drugą położyłem na jej biodrze, w taki sposób, że miałem ją w objęciach.
– Nie jestem dobra w wolnych kawałkach – przyznała.
– Nie szkodzi. Poprowadzę cię. – Powinienem się uśmiechnąć, ale walczyłem z sobą by tego nie zrobić. Musiała zrozumieć, że to nie zabawa i że nie zmięknę, przynajmniej nie tak łatwo, by w przyszłości bała się nawalić aż tak. By nie bała się obitego tyłka, a tego, że można wiele stracić. Nie chciałem jej dać też życia w niepewności, ale sam też miałem dość życia w niepewności. Dlatego najlepszą i zarazem jedyną adekwatną do jej zachowania nauczką było by przez chwilę postawić ją w mojej sytuacji, na moim miejscu i zmusić to refleksji.
Nachyliłem się do niej. Zapach jej włosów mnie uderzył i zadziałał pobudzająco jak zazwyczaj. Pachniały mleczną odżywką, tą samą co na początku. No wale mieliśmy tańczyć.
– Zacznę prawą do przodu – szepnąłem do ucha mojej żony. Miałem ochotę musnąć swoimi wargami płatek jej uszu, który lekko był zakryty przez jej blond pasemka, ale… ale kurwa musiałem się powstrzymać. Wsłuchałem się więc w piosenkę.

Wszystko zaczęło się gdzieś obok
Obok nas
A kiedy zgasło pomyślałam
Los tak chciał
Śnieg nie zasypie nigdy
Naszych śladów
Mówiłeś jak dziecko.

A potem radość krótka była w sercach
Kiedy zielone drzewko niosłeś
Na rękach
I rok następny
Witaliśmy we dwoje
W maleńkim pokoju.

We dnie i w nocy…


W tym momencie nakierowałem Amandę by zrobiła obrót, a potem po chwili znów wtuliła się w moje ramiona. Miała swoja dłoń na mojej prawej piersi, a ja swoje splecione tuż za jej plecami, przy jej pośladkach. To bujanie się w rytm muzyki było jakieś magiczne. Poczułem jak szybciej oddycham, gdy drugą dłoń położyła na drugiej mojej piersi. Zduszenie podniecenia i dyskomfortu w majtkach było o tyle trudne, że niemal wyczuwałem swoim torsem jej sutki przez pomimo licznych materiałów bluzek i jej stanika. Przełknąłem ślinę. Piosenka dobiegła końca.
– Skończyło się – wyszeptałem do jej ucha.
– Zaraz poleci następna – powiedziała pewnie. Jej oczy płonęły nadzieją.
– Jeszcze dwa kawałki – zadecydowałem bo nie chciałem się z nią rozstawać. Nie chciałem opuszczać jej choć na krok, ani nawet wypuszczać ze swoich objęć.
– Dobrze.

Nie, czasem nie wiem
Czego chcę
Szukam wciąż miłości
Bez niej
Błądzę jak we mgle

Czy jestem jak Ty
Tak silna by żyć
Zapytam się ciszy
Nocy swych
I dni
Zamykam oczy
Odpływam
Odkąd odszedłeś
Nie jestem szczęśliwa


– Chyba powinnam zacząć wyrabiać w sobie nawyk, że to ty decydujesz – rzekła smutno.
– A aż tak źle ci było do tej pory z moimi decyzjami? – zapytałem.
– Niektórymi tak, ale w ogólnym rozrachunku wychodzisz na plus. Uznajmy, że więcej przeżyłeś, jesteś starszy, jesteś mężczyzną…
– Wiem do czego zmierzasz. Już to przerabialiśmy w tym domku Kryspina – przypomniałem.
– A potem dowiedziałam się, że byłeś… że jesteś…
– Mordercą – dokończyłem za nią. – Jestem bo nim się nie bywa. Jestem. Nadal potrafiłbym zabić, ale wolę po prostu nie – dodałem z lekkim uśmiechem.
– Byłabym twoją kolejną ofiarą, prawda? W końcu nerwowo już nie wytrzymywałeś.
– Nie. Zapewniam cię, że nie. Nigdy bym ciebie nie skrzywdził. Nawet jak ci przyłożyłem, to byłem pewien, że cię nie zatłukę. Masz ten przywilej, dla mnie jesteś pod ochroną.
– To „pod ochroną” nie przeszkadzało ci by mnie bić.
– Nie biłem cię, Amanda. Albo dobrze, bądźmy szczerzy. – Spojrzałem w jej oczy. – Sponiewierałem ci gdy byłaś w ciąży, uderzyłaś mnie, odbiłem się od ściany, poniosło mnie, puściły mi nerwy, przyznaje. Potem ten pocałunek z Kamilem, nie poniosły mnie nerwy, miałem je na wodzy, do czasu. Później ten sms, ale to na tyle. Tylko w tych trzech przypadkach nie panowałem nad sobą do końca i one nigdy nie powinny mieć miejsca, moja wina, że miały. Jednak wiesz dobrze, że nawet wtedy, w chwilach takiej wzmożonej agresji nie byłbym w stanie cię skrzywdzić znaczniej.
– Nie wracajmy do przeszłości – zaproponowała.
– Ale też nie zapominajmy o niej. Tylko przeszłość, Amanda uczy. My nie mamy wzorców, możemy się więc uczyć tylko na własnych błędach. Wiem jednak, że już nie będzie jak było.
– Jak nie będzie? – zapytała szukając czegoś w moich oczach. Nie wiem czy to odnalazła, ale chyba nie, po przestała mnie świdrować.
– Nauczyłem się na błędach, że nie mogę z tobą postępować tak jak postępowałem. W końcu ty nie jesteś jak kobieta, która za odpuszczenie wynagradza dobrym słowem. Prędzej wywijasz jeszcze większy numer, no bo czemu nie skoro poprzedni się upiekł?
– Naprawdę masz o mnie takie zdanie? – zapytała.
– Tak, ale z tym można żyć i można być nawet szczęśliwym.
– Nawet we dwoje?
– Tak. Wystarczy nie odpuszczać – odpowiedziałem pewny swego, byłem pewny, że mam racje.
– Przygotowujesz mnie na to, że już zawsze będziesz dla mnie szorstki i oschły i tylko w tańcu normalny, czy masz inny cel? – dopytywała.
– Przygotowuję cię na to, że ci pasem przez dupę przeciągnę niejednokrotnie, bo znam twój charakter – powiedziałem ostro. Amanda momentalnie się na mnie wejrzała, jakby lekko przeraził ją mój ton i głośniejsza wypowiedź.
– Nie zmienisz mojego charakteru, taką mnie…
– Oczywiście, że nie zmienię. Nawet nie chcę. – Wzruszyłem ramionami. – Jednak dorośli ludzie muszą nad sobą panować, także wtedy gdy są zdenerwowani. Muszą być odpowiedzialni, dojrzali, a matka moich dzieci ma dawać tym dzieciom przykład i to nie taki jak stać pod bramą i zaciągać się papierosem. – Wejrzałem na moją żonę, uśmiechała się pod nosem. – Nie uśmiechaj się, bo to nie jest zabawne, ani trochę – zganiłem ją. Może nawet za ostro niż miałem w planach, ale w sumie dobrze jej zrobi taki prysznic prawdy. Nie mogłem się całe życie z nią cackać i obchodzić jak z jajkiem, tylko dlatego, że miała trudne dzieciństwo, czy nie miała przykładu, bo jeśli takimi wartościami bym się kierował w życiu, to sam bym do niczego w tym życiu nie doszedł, bo z samym sobą bym się obchodził jak z jajkiem.
– Jak jeszcze raz cię zobaczę w takiej scenerii i choreografii to ci tyłek przetrzepię nawet nie zmieniając tej scenerii.
– Straszysz mnie – wyszeptała.
– Tak, ale realnie. Uprzedzam jak będzie, od ciebie zależy czy tak się stanie.
– Nie jestem pewna, czy byś tak…
– Potrafiłbym, zapewniam.
– Chcesz bym się ciebie bała? – zapytała z nadzieją w głosie na moje zaprzeczenie.
– Odrobina strachu ci nie zaszkodzi. Jeśli to ma cię ustrzec przed głupotą tak skrajna jak ta, którą pokazałaś w ostatnich tygodniach, to możesz się mnie nawet bać.
– Nie boje się – powiedziała niepewnie.
– Wiesz, jeśli chcesz to mogę ci przedstawić namiastkę. Jeśli strach musi być realniejszy, to nie ma problemu, mogę zaraz złożyć pasek na pół – zaproponowałem.
– Nie, nie trzeba.
– Nie trzeba? Pewna jesteś?
Pokiwała twierdząco głową.
– I nie będzie trzeba?
– Nie – odpowiedziała delikatnie i wtuliła się w mój tors.

Hej, Panie B.
Pan wszystko wie o wszystkim
Spytam więc na Boga
Gdzie tak pędzi świat?
Hej, Panie B.
Tak szczerze, jak Pan myśli
Gdzie w tym wszystkim głowa
Gdzie tu jakiś ład


Refren się skończył. Utwór się zmienił.
– Lubię tą piosenkę – przyznałem przed Amandą.
– To nie kończmy tańczyć.
– Miały być jeszcze dwie, a to by była już jeszcze trzecia. Koniec tego dobrego idziemy jeść – poleciłem.
– Aleks, proszę. Wreszcie jest coś szybszego – zapewniała i ciągnęła mnie za rękę gdy chciałem odejść ze środka salonu, który akurat na środku był najbardziej przestronny. Uległem jej. To przecież była tylko drobnostka.
Ona w sobie coś ma sam nie wiem co
wymieszało się w niej dobro i zło
Ona w sobie coś ma i o tym wie
I tak kręci mną jak tylko chce.

Już wiem coraz mniej już brak mi słów
znowu tańczę z nią choć padam z nóg
Ona w sobie ma chyba tysiąc wad
Włosy blond i niezły szpan.

– Dość już – zakomunikowałem w połowie i wypuściłem ją z objęć.
– Ale… – zaczęła. Przybrałem surową minę i chyba pierwszy raz to wystarczyło. – Nie ma ale. Siadamy do stołu? – zapytała i chwyciła za pilota by ściszyć muzykę.
– Wybacz, że przerwałem taniec, ale naprawdę jestem na nogach od szóstej. Marzę już tylko o kolacji i śnie. Nawet sobie chyba prysznic daruje.
– Rozumiem.
Ja usiadłem, a ona podgrzała jeszcze trochę te pierogi i zaczęła nakładać na talerze. Były ruskie, z cebulką i boczkiem, takie jakie najbardziej lubiłem.
– Smacznego.
– Dziękuje – odrzekła.
– Naprawdę dobre – pochwaliłem. – Pogadam z Darkiem, wrócisz do pracy sekretarki, ale nie możesz więcej nawalić, jasne?
– Nie nawalę, obiecuje.
– To super. Może jutro pójdziemy na zakupy, wspólnie – zaproponowałem.
– Super! Po co? – Amandzie wyraźnie poprawił się humor, nawet się uśmiechnęła.
– Po kalosze i kurtki przeciwdeszczowe.
– Nie zbieramy grzybów.
– Nie dla nas. Dla Patrysia i Kamila, zbiera się na deszcz, chciałem by się pobawili na dworze.
– W deszczu? – Była wyraźnie zdziwiona.
– Tak, a widzisz w tym coś złego.
Pokiwała głową na boki.
– Nie, nie widzę przeciwwskazań.
Dalsze tematy były już neutralne i bez moich docinków. Nie chciałem jej robić na złość, ale musiałem jej uświadomić pewien fakt. Zjedliśmy posiłek i wtedy postanowiłem przejść do uświadamiania.
– W takim razie dziękuje za kolacje, pozmywam sam.
– To znaczy?
– Nie chcę cię wypraszać, ale jestem zmęczony, nie potrzeba mi bajki na dobranoc, starcza mi sama poduszka, więc…
– Więc już nie jestem ci potrzebna, tak!? – wykrzyknęła wstając.
– Nie będziemy razem od razu, bo dwa dni się starasz. Tam są drzwi, dobranoc i miłych snów. Nie zapomnij napisać smsa jak dojedziesz do domu. – Patrzyła mi w oczy i to chyba było najgorsze. Fatalnie się czułem ją wyrzucając, ale przecież nie mogłem inaczej. Musiała zrozumieć, że nie ma i nie będzie tak łatwo. Amanda się jednak bardzo zbulwersowała.
– Czyli tak gramy, tak? Jestem ci potrzebna, to po mnie dzwonisz, cały wieczór jesteś chamem, pod koniec wydajesz się znów być człowiekiem, a kiedy jestem ci niepotrzebna, to mnie wystawiasz za drzwi, tak!?
– Nie wrzeszcz mi tutaj – powiedziałem spokojnie. – Ja jestem naprawdę już zmęczony. Byłem dzisiaj w pracy…
– Ja za to harowałam tutaj, myłam twoje okna i lepiłam dla ciebie pierogi, za którymi ja nawet nie przepadam!
– Skoro jesteś zmęczona, to wróć do domu i się wyśpi i dobrze radzę, przestań mi tutaj pokrzykiwać. – Również wstałem, bo głupio by ona krzycząca stała, a ja siedział.
– Przestań mi grozić! – wykrzyknęła. Zabrała swoją torebkę i skierowała się szybkim krokiem do wyjścia. – Jak sobie coś zrobię, to będziesz mógł czuć się winny, ty palancie!
Wyszła. Trzasnęła drzwiami i po prostu wyszła.
– Czyli jednak to była poza. Wiedziałem, że tak szybko by do ciebie nic nie dotarło – powiedziałem sam do siebie i postanowiłem wypić herbatę, potem pozmywać i pójść spać.

Amanda (Magdalena)
W drodze do domu zadzwoniłam do Dominiki i zrobiłam ją na głośnomówiący. Miałam już plan. To już nie chodziło o mój powrót do Aleksa, ja po prostu chciałam, by ten skurwiel zaczął czuć się winny i przestał czuć się panem wszystkiego.
– Musisz mi pomóc – powiedziałam.
– Jak?
– Upijesz się ze mną, bo na trzeźwo sobie żył nie podetnę.
– Czego nie zrobisz? – dopytywała.
– Muszę się zabić, ale nie tak całkiem, tylko tak trochę. Tak nie na śmierć w każdym bądź razie.
– Czyś ty na łeb upadła!? –wykrzyknęła.
– Domi, to jest moja jedyna szansa, by w Aleksandrze jeszcze coś ruszyło i bym na nowo z nim zamieszkała.
– Albo byś zamieszkała w takim pokoju bez klamek i okien. Jestem niemal pewna, że cię tam odeśle ja się dowie, że to wkręt.
– Trudno, raz kozie śmierć, ja zamierzam spróbować, a ty jako moja przyjaciółka mi pomożesz. Za godzinę u mnie – poleciłam i się rozłączyłam.
Mój plan przebiegał pomyślnie. Siedziałam w moim mieszkaniu na kanapie. Byłam już trochę wypita, miałam żyletkę w dłoni.
– Pamiętasz co masz mu powiedzieć? – zapytałam.
– Tak już dzwonie.
Domi świetnie odegrała swoją role.
– Amanda do mnie zadzwoniła, płakała, Olek ona nie otwiera ja nie mam zapasowego klucza, bo gdzies… kurwa ja się martwię, przyjedź tu!
– I co? – zapytałam kiedy się rozłączyła.
– Przyjdzie, będzie jak najszybciej. Tnij, a ja już wyjdę na zewnątrz.
– Kurwa, boje się bólu.
– Teraz?
– Tak, teraz. Teraz to myślę, że to nie był taki najlepszy pomysł, może tak ty… – Skierowałam narzędzie w jej stronę.
– Nie ma mowy, nie będę cię chlastać. I tak już sporo dla ciebie robię. Gdyby Aleks się dowiedział to by nas zatłukł obie. Mnie to by w ogóle w ścianę wbił i miałby świętą racje. Czemu ja cię zawsze słucham, a potem są z tego same problemy.
– Dobra, nie marudź już. Tnę.
Przyłożyłam żyletkę do nadgarstka, zamknęłam oczy i zaczęłam ciąć.
– Jest? – zapytałam się Dominiki.
– Za płytka. Przyciśnij mocniej.
Przycisnęłam mocniej.
– Powinnaś wzdłuż żył, a nie prostopadle do nich. Tak mówili w jakimś filmie gangsterskim – instruowała mnie Dominika.
– Ja się nie chcę zabić, tylko wyglądać na zabijającą. Ale dobra. – Przycisnęłam mocniej pociągnęłam lekko na krzyż.
– Wiesz, że zostanie ci blizna?
– W dupie to mam, zafunduje sobie laserowe usunięcie, albo… sama nie wiem. Będę nosić frotkę.
Zbiłam się w inne miejsce i znów pociągnęłam tym razem wzdłuż.
– O kurwa, nie tak mocno, bo na amen death zrobisz – wysyczała Domi. Chyba od Tylera zaczęło je się udzielać to wplatanie angielskich słówek do polskich zdań.
Dopiero teraz poczułam pieczenie i to niewyobrażalne, takie szczypanie. Krew ciekła. Spojrzałam na zegarek.
– Dzwoniłaś do niego dwadzieścia minut temu. Wyjdź na zewnątrz i zamknij drzwi – poleciłam.
– Jesteś pewna, że się nie wykrwawisz w tym czasie? – upewniała się.
– Jestem pewna. Widzisz nic mi nie jest. – Uniosłam krwawiącą rękę w górę, krew ściekała grubymi strugami po mojej ręce, ale nie czułam się nawet osłabiona.
Wtedy wparował Olek. Bez żadnych ceregieli wtargnął do mieszkania, zanim Dominika zdążyła z niego wyjść. Musiał jechać ponad setkę na godzinę by tak szybo tu dotrzeć.
– Co ty tu robisz!? Ponoć nie masz kluczy! – wrzasnął na moją przyjaciółkę tak, że miałam wrażenie jakby ściany się zatrzęsły. Potem przykucnął przy mnie. Siedziałam już na podłodze, a nie na kanapie. – Daj tą rękę – polecił i przywiązał swoim krawatem. Nawet nie zauważyłam kiedy go zdjął. Teraz już tak nie krwawiła. – Jesteś skończoną idiotką – wysyczał przez zęby.
– Olek mógłbyś… – zaczęła Dominika, ale nie było dane jej dokończyć.
– Wyjdź. Wyjdź stąd dziewczyno i mi się na oczy nie pokazuj – warknął do niej, a mnie brutalnie za ramie szarpnął i posadził na kanapie.
– Aleks, ale nie tak ostro! – wrzasnęła moja przyjaciółka. Wydawała się być przerażona. Ja dla swojego własnego bezpieczeństwa wolałam milczeć.
– Nie mów mi jak mam postępować z własną żoną. I wyjdź. W ogóle wyjdź i mi się nie mieszaj! – Dominika go posłuchała, a wraz z jej wyjściem ja zaczęłam się bać jakby bardziej.
– Pięknie, po prostu pięknie. Masz coś do odkażania? – zapytał przechadzając się po pokoju i zaglądając do szafek i szuflad.
– Nie – odpowiedziałam, ale w jego ręce już trafiła spora buteleczka spirytusu kosmetycznego.
Pochwycił moją dłoń i na zraniony nadgarstek lało się ciurkiem z butelki jak z kranu. Wrzasnęłam, bo paliło nie do wytrzymania, czułam jakby mnie rozrywano te rany. Potem już tylko płakałam, ale chyba bezgłośnie. Już nawet nawykłam do tego bólu, bo jakby zelżał. Wtedy Olek odwiązał swój krawat z mojej ręki, on też był cały przesiąknięty tym spirytusem, a Aleks wcale nie był delikatny. Przetarł moją dłoń czymś, nie byłam pewna co to było. Może chusteczka nawilżająca.
– Boli – wyłkałam licząc, że wezmę go na litość.
– Tak? Serio? Ani trochę mi ciebie nie szkoda – skwitował i wylał resztę zawartości butelki na moją rękę. Ponownie zaczęło szczypać wcale nie mniej niż za pierwszym razem, a nawet mocniej. Zaczęłam wierzgać nogami. – Spokój! – padło i poczułam uderzenie na udzie, z przodu. Silne na tyle, że na pewno powstał siniak. Już czułam jak ten siniak puchnie pod moimi dżinsami.
Aleks ponownie przetarł mi rękę. Zostawił na chwilę, po czym wrócił z bandażem elastycznym.
– Niestety, masz ubogą pateczkę. Nie masz innego – powiedział. Wysmarował rany tribiotyckiem i zawiązał rękę opaską elastyczną, ale tak by nie krępować ruchów. Nawet trochę skrócił tą opaskę nożyczkami. – A teraz słucham tłumaczenia, żono moja. – Oparł się o komodę naprzeciwko mnie i wbił we mnie spojrzenie. Był mi teraz tak obcy, tak inny, jak dosłownie nie on.
– Przepraszam – wybełkotałam. Nadal czułam nieprzyjemne szczypanie.
– Znowu? – zadrwił.
Zbliżył się do mnie, chwycił za bluzkę i podniósł do góry metodą „za szmaty” jakbym była dla niego nikim. Trudno się dziwić, w jego oczach pewnie teraz byłam nikim, ale ja chciałam dobrze, chciałam tylko do niego wrócić.
Lewa stopa Aleksa została położona na kanapie, na której jeszcze przed chwilą siedziałam. Ja zostałam przyciągnięta tak by opierać się na jego udzie. Moje piersi były dociśnięte tak mocno do jego napiętych mięśni, że nie miałam możliwości się ruszyć. Dopiero wtedy poczułam jego dłoń na moich plecach, zapewne lewą, bo prawą za moment poczułam na lewym pośladku. Nie zdążyłam oswoić się z odgłosem uderzenia, a już nadeszło następne i przyniosło z sobą jeszcze większy ból. Olek nie bił systematycznie, był po prostu szybko i mocno, jakby chciał wyładować swój gniew. Próbowałam się mu wyrwać, ale nie miałam szans. Ryczałam i czułam, że moje pośladki po tym będą zmasakrowane.
– Nie będziesz ze mnie robiła idioty! – warknął i znów zaczął bić po tym pierwszy. Ugięłam kolana, ale pociągnął mną tak, że leżałam na jego udzie, nie dotykając ziemi nawet palcami u stóp, bo ugięłam kolana my jego ciężka ręka nie spadła więcej na moje pośladki. Wtedy Aleks odpuścił.
– Pakuj się – polecił stawiając mnie na nogi. – Ja to dokończę w domu, w bardziej cywilizowany sposób.
– Olek, ja… – mówiłam przez łzy.
– Ja nie chcę cię słuchać. Powiedziałem pakuj się, to bierz najpotrzebniejsze rzeczy, bo nie mamy całej nocy. Jest dwudziesta pierwsza, a ja rano idę do pracy.
– Nie możesz mnie…
– Co nie mogę? – zbliżył swoją twarz bardzo blisko mojej. – Czego nie mogę? Bić cię? Póki się zachowujesz jak dziecko to będę. I póki co to ty jeszcze nie wiesz co to znaczy lanie. Dowiesz się dzisiaj w domu i przyrzekam ci, że na długo go nie zapomnisz. – Straszył mnie. Bałam się, bo nawet poczułam jak żołądek mi się kurczy, albo wiąże na supeł. Sama nie wiem, ale nie było to komfortowe uczucie.
– Nie będę się powtarzał! – ryknął tak, że chyba cała kamienica go słyszała.
– Już – odpowiedziałam i poszłam do sypialni po walizkę. Wrzucałam do niej wszystko jak leci, byleby już nie krzyczał, byleby już go nie zdenerwować.


Jak wam się podoba? Chcecie część drugą?

Kara od męża część 2

$
0
0
Jeśli chcecie przeczytać dalsze części, ale też zapoznać się z poprzednimi losami bohaterów proszę o maila na: samuel.aleks@gmail.com

Aleksander (Samuel):
Wstawiłem walizkę na tylnie siedzenie. Następnie obszedłem maskę i otworzyłem przed Amandą drzwi. Wyczekiwałem w milczeniu aż wsiądzie. Chyba pierwszy raz nastąpiła taka sytuacja, że rozumieliśmy się bez słów. Zasiadłem za kierownicą, policzyłem do dziesięciu, potem od dziesięciu do jednego.
– Dlaczego stoimy? – zapytała.
Ruszyłem.
– Nie będziesz się odzywał? – padło kolejne pytanie z ust mojej żony. Było ledwie zrozumiałe, bo ona nadal płakała i pociągała nosem.
– W schowku są chusteczki.
– Nie takie było…
– Milcz. – Nie krzyknąłem po prostu powiedziałem. – Zamilcz, bo nie mam ochoty cię słuchać.
Nie wiem czy mój głos był aż tak zimny, że ją zamienił w bryłę lodu, no ale milczała. Czyli efekt był osiągnięty. Po pięciu minutach sięgnęła po chusteczki, otarła łzy i wydmuchała nos. Po kolejnym pięciu minutach chyba z nudów zajęła się mazaniem paluchami po szybie.
– Będziesz go myć – zakomunikowałem.
– Była brudna i tak.
– To, że coś jest trochę brudne nie daje nam powodów do brudzenia tego do cna. To, że nasze małżeństwo wisi na ostatnim włosku, nie daje nam powodów do chwytania za nożyczki. Chociaż co ty możesz o tym wiedzieć, dla ciebie nie ważne jest małżeństwo, ani ja, ani dzieci, ważna jesteś tylko ty sama. A teraz proszę cię weź gąbkę z kokpitu i zmaż te paluchy, które przed chwilą narobiłaś.
Nie odezwała się słowem. Chwilę trwała bez ruchu, ale potem wykonała polecenie. Odłożyła żółtą gąbkę z powrotem na kokpit.
Wyjechaliśmy poza miasto, czyli byliśmy już niedaleko naszego domu. Dopiero wtedy Amandzie zebrało się na rozmowę. Dopiero wtedy byłem w stanie jej słuchać i nie hamować. Liczyłem chociażby na coś bardziej twórczego niż przepraszam. Niestety słowo „przepraszam” było pierwsze jakie padło z jej ust. Dopiero moje milczenie pchnęło ją do dalszej rozmowy.
– Zatłuczesz mnie w domu, prawda?
– Nie jestem kanibalem – odpowiedziałem z lekkim uśmiechem.
– Nie rozumiem. – Spojrzała na mnie tymi zaczerwionymi, smutnymi oczami.
– Mam schabowe w zamrażalce, mam co tłuc.
– Dobrze wiesz, o co mi chodziło gdy zadałam to pytanie – powiedziała z wyrzutem.
– Tak, wiem. Boisz się batów – skwitowałem. – I słusznie – dodałem już znacznie ciszej wjeżdżając za bramę.
Zaparkowałem pod samymi schodami prowadzącymi do głównego wejścia, chociaż nigdy nie miałem tego w zwyczaju. Nieśpiesznie wysiadłem z samochodu. Wziąłem walizkę. Wniosłem ją do domu. Klara z Kamilem na rękach stanęła w przedpokoju.
– Coś się stało? – zapytała z przejęciem. Nie wiem czy wyczytała coś niepokojącego z mojej miny, czy postawy, ale zdawała się wiedzieć, że coś nie gra.
– Amanda wraca do domu – odpowiedziałem nie chcąc robić zamieszania.
Moja żona po raz kolejny udowodniła, że jest królewną na ziarnku grochu, czy kimś równie ustawionym. Musiałem się więc pofatygować i otworzyć jej drzwi od samochodu by wysiadła. Siedziała patrząc w przednią szybę.
– Chcesz spędzić noc w samochodzie? – zapytałem.
Poskutkowało. Nie odpowiedziała, ale wysiadła i przekroczyła próg domu. Wkroczyłem za nią.
– Mój Boże, co ci się stało? – niemal wykrzyknęła moja teściowa.
– Nie jestem pewien, ale pewnie upadek z jakieś wysokości. Może to miało miejsce w jej dzieciństwie, może kołyska, wózek, łóżeczko? Kto tam to może wiedzieć, ale na główce ślad pozostawiło – odpowiedziałem. Amanda milczała. Teściowa się w nas wpatrywała jakbyśmy oboje mieli co najmniej kilka mordów na sumieniu. W jej spojrzeniu był strach, dużo pytań i setki wątpliwości.
Nachyliłem się do Amandy i wyszeptałem jej do ucha:
– Idź na górę.
Poszła. Po prostu odwróciła się i przemierzyła schody. Zniknęła za zakrętem. Usłyszałem jak zasuwa drzwi od sypialni. Zamknąłem oczy i poczułem niewyobrażalne zmęczenie. Zresztą ostatnimi czasy zmęczenie było czymś co mnie nie opuszczało. Oparłem się o ścianę plecami i uderzyłem o nią kilka razy tyłem głowy.
– Olek, nie rób tak, jeszcze ci zaszkodzi – rzekła zmartwiona Klara.
– Mnie już nic nie jest w stanie bardziej zaszkodzić – odparłem. Wyminąłem ją i usiadłem na kanapie. Zająłem się przeglądaniem przychodów i rozchodów agencji towarzyskiej, bo Fabian nie miał na to czasu.
– To wy się nie pogodziliście? – dopytywała. Usiadła naprzeciwko mnie z Kamilem na rękach i wyczekiwała.
Nie odpowiedziałem. Ponownie wystukiwałem cyfry na kalkulatorze i liczyłem. Starałem się odkryć niezgodność, bo, że coś się nie zgadzało to miałem pewność.
– Olek, powiedz, że coś! – warknęła.
Zerknąłem nad nią znad kalkulatora, tabel rozliczeniowych i innych papierzysk.
– Pracuje. Wybacz, ale nie mam czasu na pogaduszki.
Ze złością wcisnąłem czerwony przycisk i zacząłem przeliczenie od nowa. Musiałem tak zrobić bo nie pamiętałem na jakiej kwocie skończyłem.
– Może zrobić ci coś do jedzenia. Kanapkę może, co?
– Nie, dziękuje.
– A kawę? – dopytywała.
– Też nie. Możesz jakiś ziół na uspokojenie. Tylko nie wiem czy takie posiadamy.
– Macie herbatę Roibos, niby uspokaja.
– Nieskuteczna, ale dobra w smaku.
– W takim razie zrobię. – Przynajmniej dała mi spokój.
Kamil się do mnie przyczłapał i zaczął wspinać na moje uda. Wziąłem go na kolana i nie przerywałem liczenia. Nie przeszkadzał mi. Bawił się ołówkiem. Co jakiś czas tylko zabierałem mu go od buzi. W końcu mały się znudził i zaczął pukać ołówkiem o brzeg szklanej ławy. Ja odnalazłem błąd. Zaznaczyłem go czerwoną kredką by później do tego wrócić i pomyśleć o jakimś sensownym rozwiązaniu. Przytrzymałem rączkę mojego syna.
– Nie rób tak – powiedziałem ostrzej niż zamierzałem.
Kamil pukał dalej, a ja musiałem jeszcze pracować. Łeb mi pękał. W końcu zabrałem mu z dłoni przyrząd biurowy i postawiłem na ziemi. Mały chodził między ławą a narożnikiem, aż w końcu znalazł dziurkacz i zamierzył się z nim na ławę. W ostatniej chwili zatrzymałem jego rękę i wyrwałem „niezabawkę”.
– Przestań – warknąłem przez zęby.
Chłopiec na mnie spojrzał spojrzeniem swojej matki znaczącym tyle co „a niby dlaczego?”. Amanda też tak patrzyła, ściągała brwi z sobą, patrzyła pod nogi, za moment w oczy, a przy tym tak złowieszczo wykrzywiała usta. Chwyciłem Kamila pod ramionka i postawiłem na dywanie bliżej części jadalnej niżeli salonu, aby mi nie przeszkadzał. Zdjąłem krawat, przewiesiłem go przez krzesło. Rozpiąłem guziki swojej koszuli aż do połowy klatki piersiowej.
– Twoja herbata – oznajmiła Klara i postawiła kubek przy kalkulatorze.
– Dzięki. Patryk śpi?
– Tak, ten też zaraz padnie – odpowiedziała.
– To dobrze. To nie godzina dla niego.
– Wiem, ale się rozbudził.
Pokiwałem głową, że rozumiem i zasiadłem z powrotem do pracy. Robiłem następne wyliczenia. Patrzyłem co można wrzucić w koszty, a Kamil znów znalazł się przy ławie i wszystko ruszał. Pierw zabierał mi kartki i chciał je brać do buzi. Następnie zabrał się za ołówki i długopisy, a kiedy już wszystko leżało na środku i nie był w stanie niczego dosięgnąć rozpoczął uderzanie rączkami w szklany blat ławy i to z coraz większą siłą.
– Kamilku przestań – powiedziała moja teściowa i dalej zajmowała się oganianiem mieszkania. Czyli zbieraniem zabawek, które chłopcy porozrzucali do plastikowych pudełek.
Kamil spojrzał się na nią, na mnie, a potem znów zaczął uderzać rączkami na przemian, potem obiema na raz.
– Eja! – wykrzykiwał.
Chwyciłem go za rączki, potem odstawiłem na bok. Nie minęło dziesięć sekund, a powrócił do poprzedniej czynności.
– Przestań! – krzyknąłem.
Potem wejrzałem na Klarę. Nasz wzrok się na moment zbiegł z sobą. Nie odezwała się jednak. Nie wiem czy nie chciał się wtrącać, czy nie chciała mnie bardziej wkurwić. Chyba to drugie, bo we wtrącaniu się była perfekt wyćwiczona. Przez tą chwilę kiedy patrzyliśmy na siebie była cisza. Potem powróciłem do papierów, robiłem kreskę przy linijce. Kamil usiłował mi ją zabrać. Akurat kończyłem, więc mu ją oddałem. Chwilę ją pooglądał. Oddał.
– Dziękuje – odpowiedziałem maluchowi i położyłem linijkę przed sobą. Znów chwyciłem za kalkulator.
Mały odszedł. Zaczął pomagać babci w zbieraniu zabawek. Nawet nie zauważyłem kiedy pojawił się znowu przy mnie, ale przypieprzył w ławę czymś z taką siłą, że aż się zatrzęsła. Spojrzałem na niego, trzymał w dłoni metalowy model samochodu, dość ciężki. Złapałem go za rękę zanim przypieprzył w ławę po raz kolejny. Zabrałem samochodzik.
– Wrzuć – poleciła Klara i stanęła przede mną z pudełkiem. Wrzuciłem zabawkę, zamknęła opakowanie i wyniosła pudło do pokoju chłopaków.
Mały się zdenerwował i to bardzo. Zaczął coś wykrzykiwać i znów uderzył rączką w stół dając jasno do zrozumienia, że jest niezadowolony.
– Kamil, przestań. – Odstawiłem go na bok, ale znów doczłapał się do ławy i zaczął na niej dosłownie grać jakby to był bębenek, na dodatek niezniszczalny.
– Przestań, co cholery! – krzyknąłem.
Zacząłem oddychać głębiej, jakby chcąc pohamować chwilowy gniew. Kamilowi łezki pokazały się w oczach, ale po chwili ich już tam nie było, a on sam z uśmiechem powrócił do zabawy w uderzanie mebla. Chwyciłem za linijkę i zdzieliłem go po łapach, bardziej odruchowo niż przemyślanie, ale siłę wywarzyłem na tyle by mu nie przetrącić palców. Mały momentalnie zakwilił, zabrał dłonie ze stołu w dość szybkim tempie, następnie zachwiał się i upadł na pupę.
– Jak mówię, że masz przestać, to masz przestać – oznajmiłem, a za moment poczułem jak linijka wysuwa mi się z rąk.
– Oddaj to zanim komuś krzywdę zrobisz – powiedziała Klara. – Pomyśl czasem zanim coś zrobisz, to ponoć nie boli. – Rzuciła plastikiem na ławę i wzięła płaczącego Kamila.
Nie przejąłem się jej słowami. Właściwie nie miałem sobie tego za złe. Nigdy nie byłem za bezstresowym wychowaniem, Amanda zresztą tak samo. Może jakby częściej dostał po łapach, to by zrozumiał słowo „nie”. Przecież nie będę rzucał nagle wszystkiego i się nim zajmował jak na jakiś rozkaz, przecież to dziecko, nie zamierzałem być na każde jego żądanie i tupnięcie nóżką, bo potem z niego wyrośnie taka mamusia i sobie rady nie dam.
Zrobiłem kilka łyków herbatki, dokończyłem pracę, wstałem od stołu w celu zrobienia sobie drinka. Z barku wybrałem whisky i 7up. Dobrałem odpowiednie proporcje, następnie z pełną szklanką skierowałem się do lodówki i podłożyłem ją pod kostkarkę. Kiedy już do mojego drinka wpadły trzy kostki lodu wyłączyłem urządzenie. Zrobiłem parę łyków, pierw przez moje gardło przeszła zima ciecz, by za moment rozpalić zmrożone miejsce. Uwielbiałem to uczucie. Rzadko piłem i piłem naprawdę niewiele, ale jak już mi się zdarzało, to najczęściej było to coś dobrego, stare wino, droga wódka, dobry drink, rzadziej piwo, ale już to butelkowe i na imprezach, czy przy grillu.
– Zrobić ci też? – zapytałem się Klary gdy tylko pojawiła się na horyzoncie mojego wzroku.
– Przecież wiesz, że nie pija. – Dopiero wtedy uświadomiłem sobie jaką gafę puściłem.
Wykrzywiłem twarz, skierowałem się do stołu w jadalni.
– Przepraszam, zapomniałem – wyjaśniłem i usiadłem na krześle.
– Olek, co się dzieje? – zapytała siadając naprzeciw mnie.
– Nic – odpowiedziałem, czemu towarzyszyło wzruszenie ramionami.
– Pojechałeś napić się z nią wina i spędzić z nią noc, a wracanie jakieś półtora godziny po twoim wyjeździe. Ona zaryczana i z bandażem na ręce, ty wkurwiony tak, że bez kija nie podchodź. Może idź do niej, załatwcie to raz na zawsze i miejsce…
– Nie mów mi co mam robić – warknąłem.
– Nie podnoś na mnie głosu, bo ja nie mam dziewiętnastu lat jak moja córka i sobie nie pozwolę. Chyba się trochę zagalopowałeś. – Wstała, wyminęła mnie. Odwróciłem się w jej kierunku.
– Klara, przepraszam. Nie chciałem. Po prostu to nasz problem, nasza sprawa i bardzo nie lubię jak mi się ktoś wtrąca do małżeństwa. Już jeden taki był i nie wyszło nam to na zdrowie.
– Nie wtrącam się, nie staje między wami, nie hamuje cię, ani jej nie nakłaniam do rozwodu – wyliczała i powróciła na miejsce przede mną. – Powiesz mi chociaż co jej się stało w tą rękę, czy mam się jej zapytać?
– Nie ma powodów do dumy, więc raczej się nie pochwali. Postanowiła postawić na swoim jak zawsze, bo przecież… – szukałem odpowiedniego słowa – właśnie do tego nawykła przez lata – dokończyłem.
– Możesz jaśniej, bo naprawdę nie czytam w twoich myślach, ani między wierszami i nie pojmuje twoich skrótów myślowych.
– Twoja córka odpieprzyła teatrzyk, a ze mnie chciała zrobić marionetkę w swoich rękach i obsadzić w głównej roli.
Klara westchnęła.
– Nie mów o niej „twoja córka”, bo przypominam ci, że to „twoja żona”.
– Dziękuje za zepsucie humoru owym przypomnieniem.
– Nie wyładowuj się na mnie. Jeśli żałujesz tego małżeństwa to się rozwiedź. Jaki ma sens życie w taki sposób, co?
– Jest bezsensu, ale odejście nie wchodzi w grę. Ja nawet chyba nie umiałbym jej zostawić, w końcu próbowałem i mi się to nie udało – przyznałem przed nią i sam przed sobą.
– A co jej się stało w tą rękę?
– Pocięła się – odpowiedziałem. – Ale nie panikuj – dodałem pośpiesznie. – Tak tylko na niby to było, bym ja… nie wiem co właściwie miałem zrobić zlitować się, albo… kurwa sam nie wiem.
– Chciała byś poczuł się winny. Sprowadził ją do domu i jeszcze wokół niej skakał.
– Skąd wiesz? – zapytałem mrużąc oczy.
– Bo to nie pierwszy raz gdy wpadła na taki pomysł, chociaż łykanie tabletek było mniej drastyczne niż cięcie się.
– O czym ty mówisz?
– Amanda kiedyś próbowała… chciała by Bartosz się od nas wyprowadził. To była jej manipulacja.
– I wyprowadził się? – dopytywałem.
– Nie, ja go wywaliłam. Potem on się jej podlizywał, a ona z łaski swojej pozwoliła mu wrócić.
Zaśmiałem się, choć to co usłyszałem ani trochę nie było śmieszne. To był raczej śmiech niedowierzania.
– Ile ona miała lat?
– Jedenaście, może dwanaście. Nie pamiętam dokładanie.
– I ona decydowała o tym jak ty masz żyć i z kim? No naprawdę wiesz nie przesadzajmy.
– To moje pierwsze dziecko, była dla mnie wszystkim. Była najważniejsza.
– Uważam, że po twoim odejściu od Michała ona powinna zostać z nim. Wybacz, że to mówię, ale taka prawda. To wariat, ale mniej by jej zaszkodził.
– Nie wiesz co mówisz. Nie znasz go. On by ją zniszczył.
– Czym? Tym, że by jej przyłożył kilka razy w roku? Nie sądzę. Może jakby od ojca oberwała gdy była taka – pokazałam dłonią mniej więcej wzrost sięgający stołu – to nie musiałaby teraz obrywać ode mnie.
– Wiesz, że nie powinieneś mi tego mówić. Ja nie powinnam była tego słyszeć.
– Dlaczego? – zapytałem dopijając drinka. – Przecież i tak wiesz. – Odłożyłem szklankę na stół z trzaskiem. I stałem od stołu.
– Wściekanie się ci pomaga?
– Nie, jest jeszcze gorzej, ale obecnie nie zostało mi nic innego, jak tylko się wściekać. – Wziąłem szklankę i włożyłem do zmywarki.
– To dlatego płakała? Uderzyłeś ją?
Odwróciłem się do Klary, oparłem o blat.
– A co chcesz na mnie donieść?
– Gdybym chciała, to zrobiłabym to znacznie wcześniej. Tylko pomyśl czasem o tym ile ona waży, a potem spójrz w lustro i zobacz…
– Klara, przecież ja się z nią nie mierzę na pięści – przerwałem mojej teściowej tymi słowami. – I nie wyrządzę jej żadnej krzywdy, bez obaw. Gwarantuje ci, że zdaje sobie sprawę, że ona to pół mnie, a może i jeszcze mniej. Gdybym sobie nie zdawał to już dawno odbyłby się jej pogrzeb.
– Wiesz, że bicie żony w Polsce jest karalne? Nie żyjemy w Islamie.
– Wyobraź sobie, że wiem. Dlatego mówię, donieś na mnie. – Uśmiechnąłem się do niej.
– Nawet nie wiesz jak bardzo bym chciała, ale nie mogę.
– A czy mógłbym wiedzieć, co stoi na przeszkodzie?
– Nie uwierzysz, ale cię lubię. Znaczy nie tak w pełni, ale nie wadzisz mi jakoś szczególnie.
– Fajne określenie, lubię, ale nie w pełni. – Zaśmiałem się, w czy nie było chyba nic dziwnego. Wydaje mi się, że każdy na moim miejscu by się zaśmiał.
– Poza tym moja córka mnie nie lubi, a jakbym posłała jej męża choćby do aresztu, to by mnie znienawidziła do reszty. Ona cię mimo wszystko kocha. Nie jesteś najgorszym ojcem, przynajmniej się dziećmi zajmujesz. Jesteś zaradny, pracowity, dbasz o dom i rodzinę… źle się czuje prawiąc ci komplementy, możemy już przestać. Wystarcza ci tyle powodów, które powstrzymują mnie przed donosem?
– Wystarczy. Mogę cię prosić byś mi po nią poszła. Nogi mnie bolą jak skurwysyn, nie chcę mi się chodzić po schodach po raz setny tego dnia.
– A co? W szpitalu się windy zepsuły? – docięła mi.
– Dobra, sam…
– Nie, zaczekaj… – poczułem jej dłoń na mojej klatce piersiowej. – Pójdę, ale jesteś już spokojny.
– Jakbym nie był to bym ją chyba rozszarpał, więc jestem spokojny. Poza tym ja chce jej tylko ten bandaż zamienić na jakiś przyzwoitszy. Bez obaw, nie huknę jej przy tobie.
Klara bez słowa poszła na górę, a ja poszedłem do łazienki po różowe pudełko, były tam waciki kosmetyczne, woda utleniona i niedawno zakupione przeze mnie bandaże. Położyłem to pudełko otwarte na kanapie. W teczce odnalazłem nożyczki. Długi czas nie przychodziły. W końcu Amanda przemierzyła schody jako pierwsza.
– Wołałeś mnie – padło z jej ust ni pytanie ni stwierdzenie. Uśmiechnąłem się.
– Zabrzmiało prawie jak „wzywałeś mnie, mężu?” i poczułem się przez moment jakby mnie przeniesiono w czasie do innej epoki, takiej, w której kobiety jeszcze słuchały się mężów. Siadaj. – Wskazałem Amandzie miejsce przy mnie. Zajęła je.
Dzieliło nas tylko pudełko. Wejrzała na jego zawartość. Klara w tym czasie poszła do mojego gabinetu. To tam nocowała, gdy zostawała na noce by zająć się chłopakami. Tego dnia też nie miała już autobusu. Nawykłem do jej obecności, tak właściwie to mi nie przeszkadzała, a nawet pomagała. Nie bym mógł mieszkać z teściową tak na co dzień, ale od czasu do czasu… chyba tak, bo dobrze piekła, czasami coś dobrego ugotowała, ogarnęła mi dom. Od momentu kiedy wyrzuciłem Amandę, to tylko dzięki niej miałem możliwość pełnego, nieprzerywalnego snu przez cztery-osiem godzin.
Bez słowa chwyciłem Amandę za dłoń. Wyszarpnęła nią.
– Nie urządzaj dziecinady – warknąłem. Swoją dłoń skierowałem stroną wewnętrzną ku górze i wyczekiwałem. W końcu sama położyła rękę na mojej dłoni.
Rozwiązałem opaskę elastyczną i przyjrzałem się raną na jej nadgarstku. Trzy krechy, kolejna grubsza i głębsza od poprzedniej. Żadna nawet nie sięgnęła żyły, ale ta ostatnia już ładnie rozdzieliła skórę na ręce dzieląc ją na dwa kawałki mięsa. Ta rana była najbardziej zakrwawiona, choć krew już zaschła.
– Będziesz miała bliznę – rzuciłem sucho.
Chwyciłem za wodę utlenioną. Odkręciłem i polałem na jej ciało, dmuchałem przy tym by nie sprawić jej za dużego bólu. Następnie przetarłem gazą i powtórzyłem zabieg jeszcze kilkakrotnie. Amanda na początku się trochę krzywiła, potem już nie, jakby nawykła.
– Bolało? – zapytałem sięgając po opakowanie wąskiego bandażu.
– Tylko szczypało, tak trochę, ale znośnie – odpowiedziała.
Pokiwałem głową na znak, że rozumiem i wysmarowałem te trzy rany tribiotyckiem, następnie obwiązałem jej dłoń bandażem, upewniając się co jakiś czas czy oby nie za ciasno. Nieco go skróciłem. Zawiązałem.
– Gotowe.
– Dziękuje.
– Nie ma za co – oznajmiłem chowając wszystko i zamykając pudełko.
– Nie wiedziałam, że mamy w domu bandaże – powiedziała chyba dla podtrzymania rozmowy.
Ja wstałem, zgniotłem puste opakowanie po bandażu i po gazie. Wziąłem też opaskę uciskową, którą Amanda miała wcześniej na ręce. Skierowałem się z tym wszystkim do kuchni, do kosza na śmieci.
– Skaleczyłem się w dłoń ostatnio. Byłem zmuszony zakupić. Pomyślałem, że mogą się przydać, nie sądziłem tylko, że w takich okolicznościach przyjdzie mi ich użyć.
Powróciłem do niej. Tylko, że nie usiadłem na poprzednio zajętym przeze mnie miejscu, a oparłem się o komodę naprzeciw mojej żony.
– Chciałam cię… – zaczęła.
– Nie, tylko znowu nie przepraszaj, bo nie lubię pustych słów. I tym razem ja chcę ci coś powiedzieć. Dotarłem tak szybko na miejsce, bo byłem już w połowie drogi, gdy Dominika do mnie zadzwoniła. Chciałem się z tobą napić lemoniady, bo wino jest niewskazane. Napić się, iść do łóżka, ostro się pokochać na zgodę i dać tą cholerną szanse. Ostatnią szanse. Miałem przestać być oschły i lakoniczny, ale… ale Amanda jak zwykle nie mogła poczekać, bo po co czekać, nie? Amanda przecież musi…
– Aleks…
– Nie przerywaj mi, bo ja jeszcze nie skończyłem. I radzę ci naprawdę nie wchodzić mi w słowo, bo cię zwyczajnie zdzielę, bo sobie nie pozwolę na taki brak szacunku. Na za dużo już ci pozwoliłem. – Starałem się być opanowany. Nie gestykulować, nie podnosić głosu. Póki co mi się to udawało. – Jesteś nauczona, że wszystko przychodzi łatwo, bo masz ładny tyłek i jędrny biust, trochę oleju w głowie i nieprzeciętną inteligencje. Przez dziewiętnaście lat opanowałaś sztukę manipulowania ludźmi… umiesz manipulować mężczyznami do perfekcji. Ty manipulowałaś nawet własną matką – powiedziałem ostatnie zdanie głośniej. – Ale…
– Powie…
– Wstań – poleciłem.
– Dlacze…
– Ty ze mną Amanda nie dyskutuj, bo to nie czas i miejsce, i jesteś w nienajlepszym położeniu by ze mną dyskutować – powiedziałem ostro i odkleiłem się od komody. Podszedłem do mojej żony. Wstała.
– Klara! Zamknij drzwi, proszę! – krzyknąłem w kierunku gabinetu, w którym znajdowała się moja teściowa.
– Ale skąd wiedziałeś? – zapytała na odległość.
– Zamknij, bo nie chcesz tego słyszeć! – odkrzyknąłem.
Usłyszałem jak drzwi się zamykają. Spojrzałem na Amandę, wydawała się zaskoczona, trochę zszokowana. Bez zbytecznej ceremonii pochwyciłem ją lewą dłonią za lewe ramie, obróciłem bokiem do siebie i przyrżnąłem jednego porządnego klapsa na pupę.
– Jak mówię nie przerywaj... – zamierzyłem się do kolejnego uderzenia – to znaczy nie przerywaj – dokończyłem szybko i przy każdym wypowiedzianym słowie na jej lewy pośladek spadł jeden siarczysty raz.
Puściłem jej ramie. Nie odezwała się ani słowem, wydawała się zszokowana. Pomyślałem, że to dobrze, bo być może odrobina szoku postawi ją do pionu. Nie mogę powiedzieć, że dobrze się czułem widząc łzy płynące po jej twarzy, ale zdusiłem w sobie poczucie winy, tłumacząc się sam przed sobą w myślach, że postępuje słusznie, że to jest ostatnie, być może jedyne wyjście z zaistniałego problemu, bo dalej to jest już tylko rozwód.
– Siadaj – poleciłem, a sam powróciłem do miejsca, w którym stałem wcześniej. Znowu oparłem się o wysoką komodę i starałem się przypomnieć sobie na czym skończyłem.
– Już koniec twoich manipulacji, bo zwyczajnie cię przejrzałem. Od teraz robisz to co do ciebie należy bez kapryszenia, bez tupania nóżkami i rzucania przedmiotami, o rękoczynach nawet nie wspomnę, choć oboje wiemy, że ci się zdarzały. A tak na marginesie zapytam, matkę też biłaś? – Spojrzałem na nią z zaciekawieniem. Podniosła na mnie wzrok. Ruchem brwi zachęciłem ją do odpowiedzi.
– Zdarzyło się.
– Aha, dziękuje, za zaspokojenie mojej ciekawości. Jeśli zobaczę, że toczysz kolejną gierkę, strzelasz fochy lub odpierdalasz parodie, to gwarantuje ci, że utnę to w zarodku. Ledwo zaczniesz, a już skończysz, czy to jest jasne? – zapytałem ostrym tonem, ale bez podnoszenia głosu.
– Tak – odpowiedziała po chwili. Poprawiła się na kanapie.
– Wiesz ponadto co zaobserwowałem przez okres trwania naszego małżeństwa?
– Co takiego? – zapytała z wyczuwalną nutką strachu w głosie.
– To, że w momencie kiedy ledwie siedzisz, bo masz obity tyłek, to używasz mózgu. Dziwna zależność, bardzo tobie nie na rękę, ale wypada mi się do niej dostosować. Skoro sama taką zależność przedstawiłaś swoimi poczynaniami. Tak więc każdy dzień zaczniemy od lania, przynajmniej dopóki…
– Nie możesz! – krzyknęła na znak protestu. Dziwiłem się, że tak późno. Spodziewałem się, że znacznie wcześniej zaprotestuje.
Zamknąłem oczy, policzyłem w myślach do siedmiu. Tyle wystarczyło bym się opanował i do niej nie doskoczył. Nic by nie dały wrzaski. Chciałem by ona ponosiła konsekwencje, musiałem więc sam stać się konsekwentny w swoich postanowieniach. Przede wszystkim spokój, opanowanie i dyscyplina, taka bez odpuszczania choćby nie wiadomo co się działo, choćby klękała i błagała. Musiała się nauczyć, że za błędy zwyczajnie się płaci, że za złe czyny jest kara i że w naszym związku są zasady, których należy przestrzegać.
– Wstań – poleciłem i zacząłem iść w jej stronę. Patrzyła na mnie pytająco. – Przerwałaś mi – udzieliłem odpowiedzi na niewypowiedziane pytanie.
Amanda dalej siedziała na miejscu. Nie miała zamiaru wstać, bynajmniej nie wyglądała jakby miała taki zamiar.
– Amando, nie jesteś głucha i doskonale słyszałaś czego teraz od ciebie oczekuje, bo jasno to zakomunikowałem. Masz wybór, albo wstajesz i wyłapiesz cztery klapsy. – Tutaj zacząłem pokazywać na paluszkach niczym małemu dziecku: – Nie przerywaj gdy mówię. – Opuściłem ręce. – Albo sam cię podniosę i podwoję liczbę. Dobrze wiesz, że mam wystarczająco dużo siły by cię postawić na równe nogi nie raz, a nawet i pięćset razy dziennie, więc dobrze się zastanów nad wyborem.
Amanda dalej siedziała, to znaczyło, że przyszedł bunt podczas moich rządów. Nie przejąłem się tym zbytnio, nawet nie zdenerwowałem, to było do przewidzenia. Chwyciłem ją za ramie, szarpnąłem by stanęła, ale zgięła nogi w kolanach i za cholerę nie chciała na nich stanąć. Dałem więc jej z powrotem usiąść.
– Amanda urządzasz dziecinadę, wiesz o tym? – zapytałem spokojnie. – Wiesz o tym, tylko głupi by nie wiedział, a ciebie zawsze miałem za mądrą. Wstawaj.
Siedziała dalej. Milczała. Mogłem stracić cierpliwość, za włosy ją postawić, sprać… ale nie chciałem się na niej wyładowywać. Wyżyć to się mogłem w piwnicy, na worku treningowym, czy spalić złą energie podnosząc stukilową sztagę. Tam znajdowały się odpowiednie przyrządy do wyładowywania, Amanda nie należała do jednych z nich. Upewniłem się czy jestem spokojny. Sam sobie zadałem w myślach to pytanie kilka razy. Następnie ponownie podniosłem Amandę za ramię tym razem moją prawą dłonią, lewą stopę położyłem na kanapie i przerzuciłem moją żonę przez moje udo. Puściłem jej ramie, bo już drugą ręką trzymałem ją w okolicy bioder przyciskając do siebie, by nie spadła lub nie mogła się wyślizgnąć. Przyłożyłem cztery solidne klapsy na zmianę raz w jeden, raz w drugi pośladek. Krzyknęła przy ostatnim. Nie przejąłem się zbytnio. Postawiłem ją na podłodze, a stopę zdjąłem z kanapy.
Zdusiłem w sobie poczucie… nie, to nie była wina, to była empatia. Czułem empatie, gdy patrzyłem na płaczącą z bólu osobę, którą kochałem. Przez chwilę wyłączyłem w sobie podzielność odczuwania.
– Gdybyś sama wstała, to już, właśnie teraz byłby koniec, a tak to jeszcze cztery – powiedziałem głosem, którego sam u siebie nie rozpoznawałem, jakbym pierwszy raz go słyszał.
Szybko chwyciłem Amandę za ramię lewą dłonią i przyłożyłem. Zaczęła się wyrywać i wrzasnęła. Przyłożyłem drugi raz starając się ją trzymać na tyle mocno by nawet gdy podkurczy kolana nie runęła na ziemię.
– Ała, przestań! – Nie zwracałem na to uwagi, przyłożyłem trzeci z czterech obiecanych.
– Już nie! N…o prze..praprasam – padło niewyraźnie przez łzy. – Puść mnie! – wykrzyknęła.
Miałem przyłożyć czwarty raz. Czekałem tylko aż choć odrobinkę się uspokoi i wciąż czując moją dłoń na ramieniu upewni, że nic swoim zachowaniem nie wskóra. Jednak w tym momencie Klara pojawiła się przez moimi oczami.
– Zostaw ją! Robisz jej krzywdę!
– Proszę byś nie wcinała mi się w kompetencje – oznajmiłem. Wciąż byłem opanowany i spokojny. Normalnie aż sam byłem z siebie dumny.
– Nie masz prawa. Ty wiesz w ogóle co robisz?
– Wiem, robię to na co ty miałaś za miękkie serce. Wyjdź.
– Nie wychodź – usłyszałem głos mojej żony przez łzy.
– Aleks puść ją, albo wezwę policje – powiedziała z zakłopotaniem moja teściowa.
Wystraszyłem się. Bałem się, że naprawdę jest w stanie to zrobić. Wtedy przyszło mi coś do głowy; Amanda robiła wszystko by móc wrócić, zastanawiałem się więc czy chęć ulżenia sobie w bólu nagle stanie się ważniejsza od pierworodnego celu, którym się kierując sama zadała sobie ból tnąc po nadgarstku.
– Wzywaj – powiedziałem pewnie.
– Nie dzwoń – wtrąciła się moja żona. Chyba pierwszy raz mnie nie zawiodła. Klara już miała telefon w dłoni. – Nie wzywaj nikogo – potwierdziła swoje stanowisko Amanda. Wciąż trzymałem ja za ramie, ale teraz jej twarz była zwrócona do matki.
Klara wsunęła swoją komórkę ponownie do kieszeni dżinsów. Spojrzała na mnie nienawistnym spojrzeniem. Pewnie miała nadzieje, że być może raz spełni się życzenie człowieka i wzrok będzie mógł zabić. Nie padłem trupem, więc widocznie życzenie się nie spełniło.
– Nie wierzę, że taki jesteś – powiedziała do mnie teściowa, a ja nie zwracając uwagi na jej obecność wymierzyłem mojej osobistej żonie ostatniego z obiecanych klapsów, jednak swojego wzroku nie spuściłem z Klary. Huk głośni jak nigdy dotąd rozszedł się po pomieszczeniu. Amanda nie krzyknęła, zapłakała tylko jakby odrobinę głośniej.
– Skoro już widziałaś, że nie maltretuje jej pięściami i nie bije po twarzy, to chyba możesz już zostawić mnie i moją żonę samych, prawda? – zapytałem, a teściowa była w takim szoku, że bez słowa skierowała się w stronę korytarza prowadzącego do mojego gabinetu. – A ty siadaj! – poleciłem ostro Amandzie.
Mój ton był za ostry jak na sytuacje, co znaczyło, że zaczynam się denerwować. Amanda usiadła, ja podszedłem do komody, ponownie się o nią oparłem. Podczas pokonywania tej trasy odliczyłem do szesnastu w wolnym tempie. Będąc pewnym, że się uspokoiłem i schowałem głęboko w sobie wszystkie nerwy i negatywne emocje, mogłem kontynuować.
– Rozumiem twój ból, uczucie porażki, a nawet to, że ciężko ci się odnaleźć w obecnej sytuacji i właściwie tylko to mnie jeszcze powstrzymuje i hamuje. Tylko dlatego i tak masz taryfę ulgową, bo uwierz mógłbym być surowszy i użyć paska. Tak właściwie to twoje zachowanie do tej pory to nawet na kabel zasługuje, ale nie jestem sadystą, karanie ciebie w ten sposób nie sprawia mi żadnej przyjemności, za to jest mi przyjemnie gdy zachowujesz się jak należy. Dlatego jakoś zacisnę zęby i dam radę. Jutro wyjaśnimy sobie tą chęć manipulowania mną w sposób tak durny. Jeśli nie wiesz o czym mówię, to cię oświecę, chodzi o sznyty na twoim nadgarstku. A teraz dla sprawdzenia czy mi się nie wyłączyłaś, zadam ci pytanie co zrobimy jutro? – cały czas mówiłem jedną intonacją, w równym tempie. Byłem już po prostu zmęczony i znudzony, ale nie mogłem zwyczajnie pójść spać. Tą sprawę trzeba było załatwić raz na zawsze, od początku do końca.
– O tym co dziś… o tym, że się… pocięłam – odpowiedziała z wielkim trudem, po przez łzy i usmarkanie.
Odsunąłem się od komody, o którą się opierałem, ale tylko na krok. Wyjąłem z szuflady paczkę chusteczek i przemierzyłem dystans dzielący mnie i moją żonę.
– Proszę. – Położyłem paczkę higienicznych na jej kolanach. Otworzyła opakowanie, ogarnęła się z grubsza, a ja w tym czasie ponownie powróciłem na swoje miejsce.
– Pojutrze mamy środę. Więc od środy tego tygodnia, do środy następnego tygodnia co rano, jeszcze przed śniadaniem spodnie w dół, ewentualnie koszula w górę i pięć pasów leci na goły tyłek. Mam nadzieję, że to ci się pomoże wyzbyć gówniarskich zachowań i tych wszystkich parodii, bo ja na nie już nie mam siły. A jeśli jeszcze kiedyś powrócą ci do głowy nie najmądrzejsze i niepożądane przeze mnie pomysły to przypomnij sobie ten „maraton”, bo ci daje gwarancje, że wtedy go powtórzymy. Jasne? Amanda, czy to jest jasne? – powtórzyłem pytanie, gdy dłuższy czas milczała.
– Jasne – odpowiedziała płacząc, następnie przygryzła obie wargi i starała się pohamować płacz. Nie udało jej się to. Otarła więc łzy zmiętą chusteczką trzymaną w dłoni.
– Dobrze, że się rozumiemy. Na dziś już z tobą skończyłem, tak się pójdę spać. Koc czy kołdra? – zapytałem mijając ją.
– Co? – Amanda spojrzała na mnie załzawionym, nieobecnym spojrzeniem.
– Wolisz koc czy kołdrę, bo mnie obojętne. Wybierz, przyniosę ci, twoją poduszkę również. Ty śpisz na kanapie – wyjaśniłem.
– Kołdra – odpowiedziała niewyraźnie. Była wyczerpana dzisiejszym dniem, tymi wrażeniami jakie z sobą przyniósł i w jej głosie było to wyczuwalne.
Udałem się na górę do naszej sypialni. Wziąłem kołdrę i poduszkę Amandy z łóżka, nie zapomniałem nawet o jej ulubionym jaśku. Udałem się z całym ekwipunkiem na dół. Zastałem ją siedzącą na kanapie z podkulonymi pod brodę kolanami. Zanosiła się płaczem. Czuła ból, tego nie kwestionuje. Czuła ból fizyczny i pewnie ból porażki, ale żaden nie był na tyle silny by aż tak rozczulała się nad sobą. Postanowiłem nie zwracać uwagi na kolejną próbę manipulacji. Poduszki i kołdrę położyłem obok niej.
– Myślę, że dalej sama sobie poradzisz. – Wyciągnąłem dłoń, by dodać jej otuchy kładąc na ramieniu, ale wyzbyłem się tego gestu zanim na dobre się zaczął. Zabrałem wyciągniętą dłoń nim je dotknęła. – Dobranoc – powiedziałem zwyczajnym, bardzo uprzejmym, a nawet ciepłym tonem i wróciłem na górę.
Wyjąłem koc z garderoby, rozłożyłem go na łóżku. Rozpiąłem moją koszule, zdjąłem dżinsy i skarpetki. Nawet nie miałem siły wrzucać tego do kosza na pranie, ani przebierać się. Położyłem się w bokserkach, czułem się padnięty, myślałem, że sen przyjdzie od razu, ale długi czas nie przychodził. Nie mogłem znieść myśli, że ona jest tam na dole, zapłakana, że ją boli, że jej ciężko. Ledwie powstrzymywałem sam siebie by do niej nie zejść.
– Musisz. Nie możesz inaczej – powtarzałem sobie w głowie jak mantrę i to poskutkowało, tylko dzięki temu pozostałem w łóżku.

głuchoniemi

$
0
0
Ale na blogach jest podobnie. Czytają setki, a komentuje kilka osób i potem jest wielkie zdziwienie jak autorzy przestają pisać. Ja akurat tych opowiadań co są na tym forum nie czytałem, więc nie komentowałem, wpadłem tu tylko zamieścić fragment swojego bloga :)

Szukam partnerki do spankingu. Dam lanie. Warszawa i okolice

$
0
0
Tomek ? Aktualne ? Jak coś to pisz na mail : brakimienianazwiskonieznane@wp.pl

szukam lania

$
0
0
Szukam osoby,która spuści mi lanie,bo jeszcze nigdy nie dostałem pasem,chciałbym zobaczyć jak to jest.Najlepiej ężczyznę

Lanie pasem

$
0
0
Roman k.do pewnego czasu był grzecznym dzieckiem,ale w wieku 12 lat,coś mu się odmieniło  i zaczął się żle zachowywać .Ojciec obiecał mu,że jak będzie się żle zachowywał,to dostanie lanie.Chłopak nic sobie z tegonie robił ,w końcu przyszedł dzień ,w którym dostał lanie.A było to tak:Roman z kolegami poszli ze szkoły zamiast do domu,to poszli grać w piłkę.Rodzice romana bardzo się denerwowali,gdzie jest ich syn,(było towtedy kiedy nie było telefonów komórkowych),nie wiedzieli gdziejest.Wkońcu wieczorem zjawił się ich syn.Rodzice się go pytają czemu nie wrócił do domu zaraz po szkole? Roman mówi ,że był z kolegami grać w piłkę.Ojciec mu mówi : -Miałeś być zaraz po lekcjach w domu! Trzeba było przyjść i się spytać czy możesz isć grać w piłkę .-Zapomniałem.-Niestety muszę cię ukarać! Najpierw chodż zjeść kolację. Po kolacji ojciec kazał romanowi iść do swojego pokoju.Po kilku minutach ojciec przyszedł do romka i kazał się położyć na łóżku,ściągnął pasa,którego miał przy spodniach i spuścił chłopakowi manto.Chłopak dostał około 20 pasów na szczęście przez spodnie,itak  bolało,lanie twrało około10minut.Drugi razRoman dostał lanie około 3miesiące póżniej.To było pod koniec pierwszego miesiąca wakacji,kiedy chłopak obraził przyjaciela jego rodziców.Przez cały dzień chłopak zachowywał się nienagannie,dopieronastępnego dnia przyjaciel jego rodziców spotkał ojca chłopaka ipowiedział mu,że chłopak go obraził .Ojciec romka spytał się w jaki sposób go obraził ,facet powiedział ,że roman powiedział na niego,że jest głupi.Ojciec romka powiedział,że z chłopakiem porozmawia.Poprzyjściu do domuojciec zawolał romka i powiedział ,że spotkal swojego przyjaciela  i ten powiedział mu ,żeon go obraził(romek),spytał się dlaczegoto zrobił?Aroman powiedział ,ze nie wie.Ojciec kazał chłopakowi przeprosić kolegę ,ale najpierw kazał isć do pokoju ,on zaraz przyjdzie.Minęło 5minut ojciec powiedział ,że dostanie lanie zato co zrobił ,kazał mu się położyć na łóżku ,wyciągnął pasa ze spodni ,kazał też chłopakowi ściągnąć spodnie ,ale mógł zostać w majtkach. Ojciec wlał chłopakowi ,chłopak tym razem dostał więcej pasów niż wcześniej około25.Tym razem chłopak dostał lanie na majtki ,przez cały następny dzień roman nie mógł siedzieć ,bo go bolało.Pierwszy i ostatni raz dostał na majtki.Trzeci raz gdy miał już blisko 15lat,za wagary.Ojciec wcześniej wiedział o wagarach syna,ale tym razem nie wiedział.Pewnego dnia gdyszedł z pracy do domu spotkał przypadkowo wychowawczynię chłopaka i wychowawczyni powiedziała ,że chłopak nie chodz do szkołyod trzech dni,a był to piątek ,spytała czy jest chory? Ojciec powiedział ,że nie ,wtedy się domyślił,że syn wagaruje.Gdy przyszedł do domu,czekał na syna,po pół godzinie roman przyszedł do domu.Ojciec się go pyta gdzie był ,chłopak powiedzial,że w szkole,ojciec powiedział,że nie bo spotkał jjego wychowawczynięi powiedziała,że chłopaka nie ma w szkoleod trzech dni.Ojciec powiedział ,że za wagary dostanie lanie,alenajpierw zjedzą spokojnie obiad. Po obiedzie chłopak poszedł do swojego pokoju ,wraz za nimprzyszedł ojcieci odrazu wyciągnąl  pasa ze spodni a romanowi kazał się położyć na łóżku,znowu roman dostał lanie odojca płakał i powiedział,że owagarach jeśli będą będzie informował.Lanie trwało około 17minut ,na spodnie.Potem jeszcze chłopak dostał lanie od dyrektora,a raz w szkoleśredniej od wychowawcy.Proszę o opinie

szukam lania

$
0
0
czesc,zajmuje sie spankingiem od paru lat,mam stałą partnerke,ale szukam drugiej bo moja ma dla mnie coraz mniej czasu ,mozemy spotykac sie w trujke lub osobno, jestem dosyc ostrym spankerem wiec jezeli lubisz i chcesz sie bac,oczywiscie bez przesady ,nie krzywdze, to chetnie cie ukarze i sprawie niezłe lanie, ja 180/80 szatyn 35lat,moja partnerka  175/70 22lata ,moje gg 20242938

spanking

$
0
0
witam,jestem spankerem od kilku lat 180/80/16 35lat ,moja partnerka 175/70 22lata duze piersi super pupa,ja bije ,dominuje,rozkazuje,tresuje,ona jest uległa ,lubi dyscypline i spank, szukamy pary lub pań ,nie chodzi nam tylko o sex ,sex to tylko nagroda za posłuszenstwo,wiek nieistotny,mogą byc panie dominujące, zapraszam na rozmowe na gg 20242938

Witaj w serwisie pun.pl

Szukam partnerki do spankingu. Dam lanie. Warszawa i okolice

Lanie dla niegrzecznej

$
0
0
Chętnie ukarze jakąś niegrzeczną kobietę z Krakowa lub okolic, jeśli jest jakaś która sobie zasłużyła to czekam na odpowiedź.

Diament i Sól

$
0
0
Przypadkowo kiedyś trafiłem na blog o spankingu i domowej dyscyplinie, opowiadania o laniu i związku starszego faceta z młodszą dziewczyną. Teraz blog jest zamknięty, ale bez problemu można otrzymać zaproszenie jeśli wyśle się autorce swojego maila i prośbe o zaproszenie. Wrzucam wam fragment:

Co jest ważne przed rozpoczęciem związku? Czego trzeba się dowiedzieć o drugiej osobie? Jakie ma hobby, wykształcenie, poglądy, czy chce mieć dzieci i w jakiej ilości? Tak, to wszystko zapewne jest ważne, o to warto pytać, to warto wiedzieć, ale co jeszcze jest równie ważnego? Mało która kobieta pyta mężczyznę o jego wyznanie, jeszcze mniej kobiet, o ile nie żadna pyta mężczyznę czy zamierza kiedyś podnieść na nią rękę. Gdyby o to wszystko zapytała Matylda zanim poślubiła Bartosza, albo zanim w ogóle poszła z nim do łóżka jej życie z pewnością byłoby o wiele prostsze, ale czy byłoby lepsze?

Mikołajki spędzili sami, w domu. Laura była z mamą w górach, więc Bartosz ograniczył się do wysłania jej mmsa z zabawnym kotkiem w czerwonej czapeczce. Mała odpisała. Umiała wysyłać tylko emotikonki, ale w dzisiejszych czasach to te żółte minki zastępują wielu z nas emocje. Taki już skutek uboczny naszego postępowego świata. Bartek klikał właśnie na nowy hit jego żony. Piosenka autentycznie stałą się hitem internetu, przynajmniej w ich mieście. Doszło już do tego, że raz gdy płacił za paliwo na stacji benzynowej usłyszał dobrze znaną mu melodie i słowa. Jakaś dziewczynka miała ustawiony właśnie taki, a nie inny dzwonek. Bartek uśmiechnął się wtedy do niej, zapłacił i opuścił stacje.

– Nie myśleliście by zrobić do tego teledysk? – zapytał krzykiem, bo żona właśnie się kąpała.

– Nie! Teledysk będzie do niegrzecznej!

– Nie słyszałem niegrzecznej! Gdzieś na pulpicie jest!?

– Nie ruszaj mojego komputera! – Matylda zerwała się jak oparzona, chociaż woda zdążyła już ostygnąć. Zawsze leżała jak tylko najdłużej się dało, uwielbiała pianę. Zarzuciła szlafrok, nie kłopotała się wycieraniem, zamknęła mu laptopa przed nosem.

– Ej, ej. Co to było? – zapytał z lekkim szokiem, ale też dezaprobatą.

– No bo to moje i…

– Otwórz to – polecił.

– Nie.

– Otwieraj w tej chwili.

Matylda stała, włosy ociekały wodą, po dłoniach także spływały krople. Trzymała jednak rękę na komputerze, by nie mógł go otworzyć.

– Nie powtórzę, tylko zdejmę pasek i przeciągnę przez dupę, a na mokrą skórę możesz być pewna, że pociągnie i poczujesz jak nigdy – zagroził.

Matylda ustąpiła, nie miała wyjścia. Liczyła tylko na to, że Bartosz nie przetrzepie całego komputera. Nie dotrze do maila i nie wychwyci o jaką pracę stara się jego żona. Bartek nieśpiesznie otworzył komputer, wpisał hasło, które było wręcz banalne: Rafał.

– Kiedy ty je w końcu zmienisz? – zapytał.

– Jak będę chciała i humorek miała – odpowiedziała z bezczelnym uśmiechem. – Póki co sobie nie zasłużyłeś na to – dodała już z nietęgą miną.

– Za to ty sobie na dniach zasłużysz, wiesz na co? Bo ja naprawdę jestem cierpliwy, ale do czasu – ostrzegł. – Gdzie mam tego szukać?

– Ale że czego?

– Matylda – warknął przez zęby.

– Tak mam na imię – odpowiedziała z bojowym nastawieniem w oczach. Bartosz poczuł, że znów następuje to co niedawno, to co myślał, że znów za nimi. Znów tracił kontrolę nad żoną, a przecież kobieta powinna być poddana mężczyźnie. Wstał i to wystarczyło by Matylda uciekła w tył i przykleiła się tyłkiem do komody. Bała się lania z jego ręki.

– Wiem jak masz na imię – rzekł spokojnie. Przeszedł do komody, ale nie tej przy której stała, a mniejszej, bliżej łóżka. Wyjął z niej szczotkę do włosów należącą do jego żony. Szczotka była drewniana, dość masywna, ale niewielka. – Podejdź – polecił.

– A co? Chcesz mi rozczesać włosy? – zgadywała z uśmiechem. Bardzo ją cieszyło, że już się odczepił od jej laptopa.

– Dobry żart – odpowiedział rozpromieniony, ale tak sztucznie, a po chwili przybrał bardzo surowy wyraz twarzy. – Podejdziesz czy sam mam się pofatygować?

– To zależy w jakim celu ta fatyga – odpowiedziała ciągle się uśmiechając.

– Matylda, ja nie wiem jaki masz w tej chwili cel, a za moment naprawdę przeciągniesz strunę.

– No dobra, podchodzę. – Zrobiła kilka kroków w jego kierunku. – Już jestem – rzekła wesolutko dotykając swoimi nogami jego kolan. Sekund pięć i wylądowała na nich, nawet nie zdała sobie sprawy kiedy, a już leżała przełożona przez jego kolano, szlafrok powędrował do góry, a ta szczotka do włosów, drewnianą, gładką powierzchnią skleiła się kilkanaście razy z jej pośladkami, w nierównych odstępach i nie takich samych ilościach na każdy.

Kiedy wreszcie oswobodziła się z jego uścisku, albo raczej on pozwolił jej się wyrwać, natychmiast usiadła pupą na ziemi w obawie przed kolejnymi razami.

– Koniec kpin – rzekł twardo.

– Bartek, proszę… – zaczęła przez łzy, dosłownie leciały ciurkiem po jej twarzy, tyłek piekł niemiłosiernie.

– Ja tez proszę, o odrobinę pokory – odrzekł. Wstał. Matylda widząc jego ruch, zaczęła przesuwać się od niego jak najdalej, nie wstając. Bartek nie zmartwił się widząc jej lęk. Według niego żona powinna czasami bać się męża, bo nie istnieje respekt bez strachu. Odłożył szczotkę na miejsce. Spojrzał na żonę z góry. – Wstań – powiedział twardziej niż miał zamiar. – Proszę – dodał już miękko i podał jej rękę. Uchwyciła ją niczym deskę ratunkową, choć to przed chwilą właśnie z tej ręki zaznała bólu. Podniósł ją na równe nogi. Przygarnął ramieniem w sposób spontaniczny, choć jej łzy już nie nachodziły do oczu.

Podprowadził ją do krzesła, usadził na swoich kolanach, odgarnął mokre włosy z jej czoła.

– Nie zachowuj się tak więcej, proszę. Mam granicę cierpliwości i zawsze cię ostrzegam kiedy przesadzasz. Wtedy dla własnego dobra wyhamuj, rozumiemy się? – Mówił delikatnie, cicho, niemal szeptem i bardzo spokojnie. Matylda przytaknęła ruchem głowy. – Kocham cię, skarbie. – Pocałował jej policzek. – Ale teraz to się wysusz i wytrzyj podłogę, bo nam panele się podniosą, a ja wysłucham tej nowej twojej piosenki. Mówiłem ci już, że masz śliczny głos?

– Każdego dnia to mówisz, prawie każdego – odpowiedziała, pociągając nosem. Bartosz był przezornym człowiekiem, a przezorny człowiek jest zawsze ubezpieczony. Wyjął z kieszeni swoich dżinsów chusteczki higieniczne i podał jedną żonie.

– No to śmigaj, a potem mi pokażesz to, co nie chciałaś bym widział. – Pomógł jej wstać ze swoich kolan. Zajął się teledyskiem, a ona zażegnała tą mini powódź jaka za jej sprawką powstała na podłodze ich mieszkania.


Kobieto podobno też nie możesz zasnąć,
czemu nie szukasz gdzieś odpowiedzi?
Podobno też ci nie jest łatwo,
dlaczego nigdy na niego nie podniesiesz pięści?

Wokół nienawiść, nieskierowana w nic konkretnie,
świat ci wetknie bezczelnie nieskrępowanie brednie
Rusza machina i blednie rodzinna wartość,
twoje poglądy i uczucia nie są prawdą.
Nie waż się zanadto myśleć, bo tu zginiesz
Innych trzeba gnębić i spychać na margines.
To takie nie na miejscu płakać i się modlić,
Gdy twoja reguła to opluwać i być podłym.
Po ślubie lokalna aura wolności opada, wchodzi wizja
ponadczasowa misja domowego niewolnictwa.
Sama potrafisz wybrać, czemu wkładasz kaganiec,
i swoją smycz podajesz gdzieś dalej? Byle dalej od
odpowiedzialności, ciężaru, poczucia winy
w imię prostych uciech i śmiry, tak to robimy.
Luźno i łatwo, w sypialni bez mapy talizmany,
Ja także gaszę światło gdy sprzedaje ideały?

Kobieto podobno też nie możesz zasnąć,
czemu nie szukasz gdzieś odpowiedzi?
Podobno też ci nie jest łatwo,
dlaczego nigdy na niego nie podniesiesz pięści?
(Wykorzystany i przerobiony utwór: Wdowa – Pięści)


– Naprawdę tak uważasz? – zapytał żonę gdy się ubierała.

– Tak, dlatego nigdy tego nie puszczę do sieci – odpowiedziała zakładając bieliznę. – Zapnij, bo jeszcze mi paznokcie nie przeschły. – Zjawiła się przy nim i stanęła tyłem. Zapiął stanik, był już do tego przyzwyczajony. Jego żona co rano malowała paznokcie, więc obarczała go tym przyjemnym obowiązkiem. Zerknął na siniak, okrągły zdobiący jej prawy pośladek. Do wesela się zagoi – pomyślał.

– Ale dlaczego, możesz puścić. Jakby nie patrzeć jest wiele kobiet żyjących z katem, albo jeszcze gorzej, z mężczyzną co znęca się psychicznie.

– Chcesz bym ci zepsuła opinie?

– Nie, ale dlaczego ma mi psuć zdanie, że w sypialni gasisz światło gdy sprzedajesz ideały? Ja także je sprzedaje. Idea to być dobrym, statecznym, miłym, serdecznym, skromnym, a w sypialni te cechy jakby zanikają, liczy się instynkt, wola przyjemności… czerpania i dawania przyjemności.

– Dobrze wiesz, że ludzie zrozumieją ten tekst inaczej.

– Dobrze wiesz, że nikt z prawników i sędziów nie słucha rapu? Ale poważnie powinny większość takich mężczyzn za jaja powiesić.

– Ty wiesz, że być wisiał obok, gdyby takie prawo wzeszło jak słońce?

– Haha, zabawna jesteś. Doprawdy uważasz, że jestem taki okropny?

– Nie, to był żart. Piosenka była o ograniczeniach, małżeństwo ogranicza. Tam masz dwie kolejne zwrotki, jedna skierowana do mężczyzny, kolejna do dziecka. Piękny tekst Bajmu mówi „nie po to zjawiasz się na świecie żebyś sam dla siebie kwiaty rwał”, ale rwanie ich dla kogoś, sprawia, że i ktoś zrywa dla ciebie. Rodzina to społeczność jak każda inna, w każdej są ograniczenia. Główna idea ludzkości to wolność, kochanie, a nie ma wolności na świecie, ani w szkole, ani w domu, ani w małżeństwie… wolnym równa się bycie samotnym. Ludzie boją się samotności, dlatego sprzedają wolność, sprzedają idee, tę jedną najważniejszą, uprawiają seks, rodzą dzieci i skazują je na rodzinę, czyli brak wolności. Od poczęcia po grób, nigdy nie dowiemy się co to znaczy być wolnym, choć jest definicja tego słowa, to w sferze uczuć wolność jest nieosiągalna. A teraz jeśli pozwolisz, to ja ubiorę się do końca.

– Tak, tak, ubieraj się, bo na jedenastą jest msza.

Matylda się zaśmiała.

– Przepraszam bardzo, co jest?

– Msza święta, niedługo są święta…

– No ale do pasterki to chyba jeszcze daleko, nie?

– Kochanie, jak posiedzisz godzinę w ławce i pouczestniczysz, to korona ci z głowy nie spadnie.

– Nie możesz mnie zmuszać do wiary.

– Nie zmuszam.

– Nie chcę iść do kościoła, zanudzę się, będę wiercić…

– Nie radzę. Nie radzę się wiercić, jesteś moją żoną, nie możesz mi przynosić wstydu. Masz się zachowywać jak należy i nie zmuszam cię do wiary, a do zachowania kultury w miejscu, w którym jest ona wymagana.

– Powiedz to tym czarownicom, które płonęły na stosie przed kościołami.

– W średniowieczu to ty byś się nie uchowała z takim charakterkiem – dogryzł jej. – Pójdziesz ze mną jak cię poproszę?

– Pójdę, pójdę, ale godzina, nie dużej – uprzedziła zakładając fioletową bluzeczką o podobnym odcieniu co kolor jej paznokci.

– Dokładnie to chyba czterdzieści minut, coś około tego – wyjaśnił. Na śmierć zapomniał co miał przejrzeć w tym komputerze i o tym czego Matylda nie chciała mu w nim pokazać. Zamknął więc laptopa, Tyśka odetchnęła z ulgą, wiedziała, że by sobie nie przypomniał musi zająć mu czymś ręce. Świeżopomalowane paznokcie okazały się zbawieniem.

– Zapnij mi guziczki bluzeczki – powiedziała stając przed nim gdy robił sobie drinka.

– Nie ma problemu kochanie. – Pierw chciał napełnić szklankę i wszystko schować, a potem pomóc żonie, ale uznał, że nie, że ta kolejność nie byłaby odpowiednia. Kobieta jego życia była bowiem dla niego najważniejsza, zasługiwała więc na pierwszeństwo i to bez dwóch zdań.

– Wstąpimy jeszcze do Andrzeja, zrobił fototapetę dla Laury…

– W samochody?

– Ale różowy samochód, już się tak nie krzyw. – Matylda poklepała Bartosza po policzku. – Chcę całusa.

– Jaki to samochód?

– Różowy… taki fiolet róż…

– O markę pytam? – wyszeptał przy jej uchu.

– Porsche box… – Nie dokończyła bo wargi jej męża delikatnie załaskotały jej szyje, westchnęła. Później miała dokończyć, ale zamknął jej usta pocałunkiem, a potem to już całkowicie wypadło je z głosy co chciała powiedzieć.


Powyższy fragment to jedna z części, a jest ich na blogu około 30. By przeczytać resztę trzeba się zwrócić do autorki na maila, albo na GG.

Mail to : sandra.magdalena.banasiak@gmail.com
GG to : 39454217

Lanie w pracy

$
0
0
Dariusz pracował w pewnym przędsiębiorstwie,w którym ceniono rzetelność ,uczciwość izaangażowanie w pracy.Pewnego dnia Dariusz zapomniał otym,że miał do wykonania pewną pracę ,którą trzeba było wykonać dokładnie.Mężczyzna nie przyłożył się do pracy ,klient był niezadowolony ,bo to była praca na zlecenie.Owy klient następnego dnia przyszedł niezadowolony do szefa dariusza .Po wyjściu klienta szef wezwał wszystkich swoich pracowników izapytał się o to który z jego podwładnych nie dopełnił swoich obowiązków .Dariusz powiedział ,że chyba chodzi o niego .Szef kazał wracać do pracy swoim podwładnym ,a dariuszowi kazał zostać.Powiedział mu ,że poniesie konsekwencję,za to co zrobił .Powiedział ,że albo utnie mu pensję ,Dariusz ;powiedział ,że woli byc ukarany w inny sposób. Szef powiedział ,że jeśli chce być ukarany to dostanie karę .Dariusz się spytał ,jaką karę ? Szef powiedział ,że karę cielesną .Mężczyzna się zgodził .Szef kazał położyć się dariuszowi na krześle ,a sam sciągnął pasa i spuścił dariuszowi lanie. Mężczyzna dostał około 20 pasów ,potem jeszcze szef kazał położyć się na jego kolanachi dał mężczyżnie 8klapsów.Nie kazał mówić o tymco zaszło nikomu.Dariusz się zastosował do tego ,nikt nie wiedział co zaszło w gabinecie szefa,nie powiedział swoim kolegomz pracy.Odtego czasu Dariusz polubił lania ,czasamispecjalnie się narażał kolegom ,żeby dostać lanie.Pewnego dnia zaprosił swoich kolegów zpracy do domu,na męski wieczór .Po godziniedariusz zaproponował zabawę w lanie,jeden mężczyzna siadał na krześle ,a drugi kładłsię na jego kolanach i dostawał klapsyod każdego.Zabawa trwała około godzinę,aż wszyscy koledzy mężczyżny dostali klapsy.

Lanie od wujka

$
0
0
Arkadiusz był na wakacjach u wujka i cioci.Pewnego dnia wujkowi zginęlo,100 złotych. Wujek miał na imię Wojciech ,spytał się swoich dzieci,czy wzięly te pieniądze (mieli córkę i syna),córka i syn aneta i kamil powiedziały,że nie wzięly tych pieniędzy bo mają swojekieszonkowe.Wujek spytał się Arka,czy wziąlł te pieniądze ,Arek potwierdził .Wujek kazał przyjść arkowi do pokoju ,i powiedział,że zostanie ukarany,kazał położyć się na łóżku ,sciągnął pasa i spuścił arkowi wielkie lanie,arek strasznie płakał .Wujek powiedział,że ,jak będzie dalej kradł ,to zostanie złodziejem .Arek powiedział,że nie będzie,i przeprosił wujka.

Motywacja dla kobiet z Łodzi i okolic

$
0
0
Doświadczony i kulturalny miłośnik tradycyjnego wychowania i kar cielesnych zaprasza kobiety potrzebujące motywacji do nauki, życia, odchudzania itp.
Niezapomniane przeżycia i dyskrecja gwarantowane. Na pewno będziesz zadowolona :)

Tomasz
Motywacja_pasem@wp.pl

Dwa razy lanie

$
0
0
Andrzej mieszkał zrodzicami we wrocławiu ,miał siostrę cztery lata starszą  michalinę.Ojciec ich pracował  wredakcji pewnej gazety,matka pracowała w salonie sukien ślubnych ,nieżle im się powodziło.Andzrzej był dzieckiem,które czasami niesłuchało rodziców ,a jegosiostra była grzeczna ,dobrze się uczyła. Pewnego dnia mama poprosiła andrzeja,zeby poszedł do sklepu po zakupy ,michaliny nie było wtedy w domu ,Andrzej powiedział,że nie chce mu się iść ,ojciec to usłyszał ,powiedział andrzejowi,żeby zrobił to o co prosiła go mama.Chłopak powiedział,że jak ojciecjest taki mądry to niech sam idzie po zakupy,ojciec powiedział ,żeby nie pyskował bo zaraz dostanie(andrzej miał już 13lat) ,chłopak powiedział ,że woli dostać lanie.Po pięciu minutach ojciec przyszedł do pokoju andrzeja ikazał położyć się na łóżku ,sciągnął pasa i wlał chłopakowi za to ,że pyskował do swojej mamy,lanie trwało 10minut.Polaniu chłopak przeprosił mamę ipowiedział ,że pójdzie po zakupy.   Po około 3godzinach chłopakowi zachciało się bawić w zegarmistrza ,wziął ojca najlepszy zegarek i zaczął go rozkręcać ,gdy już go całego rozkręcił ,nagle do pokoju wszedł ojciec i zobaczył ,że jego syn rozkręca jego najlepszy zegarek,bardzo się zdenerwował ,spytał chłopaka ,dlaczego rozkręca jego zagarek ,mógł wziąść swój ,chłopak powiedział,że chciał zobaczyć cojest w środku.Ojciec powiedział ,że niestety znowu dostanie lanie(2raz w ciągudnia).Kazał chłopakowi iść do swego pokoju ,on zaraz przyjdzie po 3minutach przyszedł ojciec ,powiedział,żeby się andrzej położył na łóżku ,chłopak się położył ,ojciec zaczął wysuwać pasa ze spodni ,prosił jeszcze ojca,żeby go nie bił,ale ojciec był nieugięty ,spuścił chłopakowi lanie,chłopak strasznie płakał,nie myslał,że dostanie drugie lanie w ciągu 1dnia.Polaniu chłopak jeszcze leżał parę minut na łóżku zapłakany ,a ojciec wyszedł ,wsuwając pas w spodnie.Chłopak obiecał sobie,że nie będzie się więcej narażał ojcu ,a ozegarku pomyslał,że będzie rozkręcał tylko popsute zegarki za zgodą rodziców.

lanieod wujkai ojca

$
0
0
Robert i Wojtek byli kuzynami mieszkali obok siebie w legnicy.Ich ojcowie byli braćmi ,chłopcy się często razem bawili .Pewnego dnia,a był to piątek chłopcy bawili się razem na dworze ,nagle robert stłukł szybę w piwnicy,grając w piłkę .Chłopcy przyszli do domu,jak gdyby nigdy nic,po pięciu minutach przyszedł sąsiad do ojca robertai powiedział,że któryś zchłopców stłukł mu szybę w piwnicy,ojciec robertai ojciec wojtka powiedzieli,że ukarają chłopców.Najpierw ojciec roberta spytał się go ,czyto on stłukł szybę ,robert kłamał,że to nie on,że to któryś z kolegów,że się sąsiadowi pomyliło,boto nie był on ani wojtek.Ojciec powiedział ,żeby nie kłamał,bo pogarsza tylko swoją sytuacje ,tak samo uczynił ojciec wojtka,Wojtek też zaprzeczył .Ojciec roberta powiedział,że jeśli nie chce się przyznać,to dostanie lanie.Kazałchłopakowi się kłaść się na kanapie(to było w domu u wojtkawpokoju chłopaka) ,sciągnął pasa,wlał chłopakowi kilkanaście pasów .Następnie ojciec Wojtka także kazał sie położyć na kanapie,sciągnął pasai wlał chłopakowi,lanieobydwu chłopaków trwało około 18minut,chłopacy płakali i powiedzieli,że przeproszą sąsiada.Nakoniec jescze ojciec wojtka wlał kilka pasów robertowi,a ojciecroberta wojtkowi wlał kilka pasów.

Lanie na majtki

$
0
0
Mikołaj mieszkał z rodzicami w poznaniu.Jego ojciec był właścicielem kawiarni,jego matka była lekarzem pediatrą.Chociaż chłopak był jedynakiem,to wcale nie był rozpieszczonym dzieckiem był trzymany krótko,zwłaszcza przez ojca,jednak dobrze się uczył.miał już dwanaście lat,gdy dostał poważne lanie,tym razem na majtki,wcześniej dostawał na spodnie,już ze dwa razy.Był już w szóstej klasie,pewnego dnia (w czwartek) ,zapalił sobie papierosa z kolegami za szkołą ,przyłapała go nauczycielka i zadzwoniła do jego rodziców.Popół godzinie przyjechali rodzice mikołaja,byli żli na syna,ojciec powiedział,że w domu czeka go surowa kara.Poprzyjeżdzie do domu,ojciec kazał pójść chłopakowi do swojego pokoju,czeka go powazna romowa.Chłopak poszedł do siebie,czekał na ojca,po dziesięciu minutach,przyszedl ojciec i spytal się dlaczego palił papierosy -my z mamą nie palimy .Chłopak powiedział,że chciałzobaczyć jak to jest.Ojciec powiedział,że gdy miał 15lat też zapalił swojego pierwszego papierosa i też za to dostał lanie od swojego ojca.Chłopak obiecał ,że już nigdy nie będziepalił,ojciec powiedział chłopakowi,że niestety musi być ukarany,powiedział,że dostanie lanie,-ściągaj spodnie,ależ tatozawsze mnie biłeś na spodnie-tym razem nie ujdzie ci to na sucho,dostaniesz na majtki,-kładż się nakanape ,czekaj na mnie zaraz przyjdę ,poszedł do szafy po pas,po minucie przyszedł zpasem w ręku(miał na sobie sztruksy bez paska),chłopak już leżał na kanapie.Ojciec zaczął lanie ,mikołaj strasznie płakał,lanie trwałodługo około 20minut.Poskończonym laniu ojciec wyszedł ,a chłopakubrałspodnie i jeszcze parę minut płakał,powiedziałsobie,że już nigdy nie da się namówić na zapalenie papierosa.

Lanie odojczyma

$
0
0
Tomek i daniel mieszkali zmamą iojczymem w opolu.Mama wyszła drugi raz zamąż dwa lata temu,po tym jakrozwiodła się z pierwszym mężem,ojcemchłopców,pięć i pol roku temu.Tomek miał lat 12 ,daniel lat prawie 9.Ojczym był wojskowym.Tomek chodził do klasy piątej ,a daniel do klasy drugiej.Tomek do pewnego momentu uczyłsię dobrze,ale wpiątej klasie ,zaczął się buntować ,nie chciał się uczyć.Pewnego dnia zaczął na lekcji pyskować do nauczycielki języka niemieckiegoa była to ostatnia6 godzina lekcyjna,nauczycielka kazała iść tomkowi dodyrektora. Dyrektor spytał się co go sprowadza,chłopak powiedział,że pyskował do pani nauczycielki ,dyrektor powiedział,że zadzwoni do jego rodziców,tak zrobił.Pookoło pół godzinie przyjechali rodzice tomka(mamai ojczym) ,zabrali chłopaka do domu.przez całą drogę ze szkoły do domu wsamochodzie rodzice nie wspomnieli nic o karze  ,jaka czeka chłopaka.Po przyjeżdzie do domu,ojczym kazał chłopakowi iść do swojego pokoju,on zaraz przyjdzie.Najpierw porozmawiał z żoną jak ukarać chłopaka,żona nie wiedziała jak-może utniesz mu kieszonkowe(tomek i danieldostawali co miesiąc kieszonkowe 50złotych),taka kara to za mało,musi wiedzieć ,że nauczycielowi należy się szacunek,dlatego odczuje kare dotkliwie na własnym tyłku -chcesz go zbić -tak (powiedział ojczym chłopaka)-jeśli nie ma innegowyjścia(powiedziała mama)-nie ma            Porozmowie z żoną ojczym poszedł do pokoju chłopaka i spytał się dlaczego pyskował do pani nauczycielki chłopak powiedział,że nie wie ,chyba dlatego,że go zdenerwowała.OJczym powiedział,że musi ukarać tomka ,kazał się położyć na łóżku chłopak się spytał ,dlaczego? ojczym powiedział,że dostanie lanie,chłopak nic nie powiedział,tylko spełnił polecenie ojczyma mężczyzna sciągnął pasa miał na sobie pas wojskowy zbił chłopaka,Tomek strasznie płakał i powiedział,że przeprosi panią od niemieckiego.Chłopak nie spodziewał się ,że lanie strasznie boli,obiecał sobie ,że postara się zachowywaćtak,żeby nie dostać więcej lania,nie zawsze mu to wychodziło.
Viewing all 1081 articles
Browse latest View live