Quantcast
Channel: Spanking - filmy, opowiadania, zdjęcia, dyskusje
Viewing all articles
Browse latest Browse all 1081

Ten pierwszy raz

$
0
0
Ten pierwszy raz….

To było chyba na trzecim roku studiów – dokładnie nie pamiętam. Zaczynała się sesja egzaminacyjna. Był koniec maja i zrobiło się naprawdę ciepło. Ładna, upalna pogoda stanowczo nie sprzyja nauce, zresztą uczyć można się też na świeżym powietrzu. W dzień jeździłem opalać się na plaży nad Wisłą albo na basen. Oczywiście dla uspokojenia wyrzutów sumienia zawsze brałem ze sobą jakiś podręcznik, raz nawet udało mi się chyba ze dwie strony przeczytać. Potem jakieś piwko dla ochłody w pobliskim barze, obiad, spotkanie z kolegą kujonem w czytelni uczelnianej. Miał zawsze świeże informacje na temat egzaminów, tj  który profesor ostatnio kogoś oblał i za co, co jest jego „konikiem” na egzaminie, jaką ma słabość, w którym momencie należy się „wpasować” do sali egzaminacyjnej i w jakim towarzystwie itp. itd.. W czytelni pożyczałem jakąś książkę, gdzie były informacje przydatne na egzaminie – według słów mojego światłego kolegi – i usiłowałem ją czytać. Rzadko wytrzymywałem dłużej niż pół godziny. Uczyłem się też w gronie innych kolegów, z tym że zazwyczaj wyglądało to w ten sposób, że po krótkiej rozmowie z czego należy się przygotować oraz wymianie opinii i wiadomości, „dla odprężenia” zasiadaliśmy do partyjki pokera, z tym że już potem nie wracaliśmy do nauki.
Po tak intensywnym przyswajaniu wiedzy należał mi się jakiś relaks, więc w sobotę wybrałem się na dyskotekę do klubu studenckiego. Zazwyczaj chodziłem z kumplem, ale tym razem okazało się że on nie idzie, bo będzie się uczył do sesji. Widocznie w tygodniu trochę się lenił z nauką i musiał odrabiać zaległości; nie to co ja pracuś.
Dlatego tym razem wybrałem się tam sam.

Kiedyś dyskoteki wyglądały inaczej niż obecnie. Królowały oczywiście mocne rytmy: Suzie Quatro, Bony M, czy Abba, ale nie było to tylko cały czas jednostajne podrygiwanie solo. Co jakiś czas puszczali jakiś wolniejszy kawałek, który tańczyło się w parze. Trzeba było zająć zawczasu strategiczną pozycję i wykazać się szybkim refleksem; wolne „laski” czyli „towary”, jak to się wtedy mówiło, były szybko rozchwytywane. Często jak spod ziemi wyrastał konkurent, a w krótkim czasie wszystkie chętne były zajęte (niektóre wszystkim po kolei odmawiały). Wtedy pozostawało tylko z zazdrością przypatrytwać się przytulonym parom. To „polowanie” miało w sobie pewien urok, którego dzisiejszym imprezom brak…
W czasach młodzieńczych nieraz brakowało mi pewności siebie, więc przed dyskoteką zawsze wypijałem kilka głębszych dla kurażu, to mnie wybitnie rozluźniało. Oczywiście tym razem również zastosowałem tę procedurę i do klubu studenckiego przyszedłem już z tym charakterystycznym, przyjemnym szumkiem w głowie.

Dyskoteka już była dobrze rozkręcona, kiedy zauważyłem Grażynę. Tańczyła z jakąś swobodą i radością, potrząsając grzywą ciemno blond włosów. Zaczalem się jej dyskretnie przyglądać. Zauważyła to i rzuciła mi rozbawione spojrzenie. Chyba kobiety są obdarzone jakimś szóstym zmysłem, że od razu wyczują, że są obiektem męskiego zainteresowania. Wiem, że mają szersze widzenie peryferyjne, ale to chyba nie tłumaczy wszystkiego. Mam wrażenie że potrafią wyczuć czyjś wzrok, bo nieraz zdarzało się że obserwowana laska niespodziewaniwe się obracała. Wtedy na dyskotece odruchowo odwróciłem wzrok, by nie zdradzić się do końca jakie wrażenie na mnie wywarła, ale jak po pewnym czasie znowu na nią spojrzałem, nasze oczy od razu się spotkały. Więc posłałem jej uśmiech i przestałem udawać obojętność. Wreszcie zagrali coś wolniejszego, wystartowałem z miejsca do niej, ale…. Wiadomo, że jak coś może pójść źle to pójdzie. Ktoś mnie potrącił, zachwiałem się a jak odzyskałem równowagę uprzedził mnie jakiś fagas i poprosił ją do tańca. Przyjęła zaproszenie, posyłając mi drwiące spojrzenie. Udałem, że tego nie widzę i wyszedłem do baru na „ponadprogramowe” piwo – kiepsko znoszę niepowodzenia. Złocisty napój sączyłem dość powoli, a potem wyszedłem do patio na papierosa. Chłód i szum fontanny działały kojąco, więc w lepszym humorze wróciłem na salę. Bez trudu odszukałem dziewczynę, którą poprzednio sprzątnięto mi sprzed nosa. Nasze spojrzenia spotkały się od razu. Przez jakiś czas tańczyliśmy solo w bliskiej odległości. Co raz spoglądałem na nią, ale jej oczy, w których igrały z lekka kpiące błyski sprawiały, że szybko odwracałem wzrok.
„Di Dżej” puścił „Highway Star” zespołu Deep Purple. Bardzo lubię ten utwór, który zawsze daje mi silnego „powera”. Tak było i tym razem, samopoczucie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki mi się poprawiło i poczułem przypływ energii. Mocno sobie postanowiłem że skoro nie udało mi się załapać na „Feelings”, to następny wolny kawałek – co by to nie było – musi być mój. Okazja pojawiła się prawie natychmiast – salę wypełniły pierwsze takty „Killing me softly” Roberty Flack. Chyba w niecałą sekundę znalazłem się naprzeciwko Grażyny. „Można prosić?” bardziej powiedziałem niż zapytałem, nieco chrapliwym głosem. Bez słowa podała mi dłoń i zaczęliśmy tańczyć.
- Często tu przychodzisz? – spytałem, aby coś powiedzieć.
- Czasami – padła odpowiedź.
- Dobrze się bawisz? – kolejne, automatyczne pytanie z mojej strony.
- Może być – odpowiedź w tym samym, beznamiętnym stylu co poprzednio.
Wstępna gadka nigdy nie była moją mocną stroną, a ona najwyraźniej nie zamierzała mi tego ułatwić. Dlatego wkrótce zapadło milczenie. Zamiast konwersować przysunąłem się bliżej. Zrobiłem to jak zawsze bardzo delikatnie. W żadnym wypadku nie jest to przytulanie na siłę, określiłbym to raczej jako zaproszenie do bezpiecznego wtulenia się we mnie. „Zaproszenie” zostało przyjęte i po chwili tańczyliśmy już w bardzo głębokim przytuleniu. Ta wzajemna bliskość, a także jej ciepło i zapach sprawiły, że było mi dobrze i błogo. Jej chyba też; nie miała na sobie stanika i przez swoją koszulę i jej cienką, krótką bluzeczkę (nie łączyła się z mini spódniczką) wyraźnie poczułem stawiające się brodawki jej twardych, jędrnych piersi. Przez moje ciało przeszedł dreszcz, a w spodniach zaczął się robić namiot… Zastanawiałem się, czy to zauważyła. Chyba tak, bo byliśmy w bardzo dużej bliskości. Prawa ręka nieco mi zesztywniała w łokciu, więc przesunąłem dłoń bardziej w dół jej pleców. I stało się coś nieoczekiwanego – zamiast chłodnej tkaniny jej bluzki nagle poczułem pod palcami jedwabiście gładką, delikatną skórę – bluzeczka okazała się bardziej kusa, niż początkowo sądziłem. Zesztywniałem odruchowo i nie bardzo wiedziałem, jak się zachować… Cofnąć rękę? Trochę głupio, bo wyglądało by to tak jakbym się oparzył. Tym bardziej, że z jej strony nie było żadnej negatywnej reakcji. Co więcej, wydawało mi się iż przez skórę wyczuwam jej rozbawienie, że tak mnie zaskoczyła ta niespodzianka i że się tym speszyłem. Nie zrobiłem nic, ale też poczułem się mniej pewnie. Chyba to zauważyła, bo cały czas miałem dziwne wrażenie, że chce jej się śmiać ze mnie. Na szczęście taniec wkrótce się skończył, a wraz z nim ta nieco niezręczna sytuacja;
- Dziękuję – powiedziałem, lekko skłaniając głowę, ale nie puściłem jej ręki.
- Może się czegoś napijemy, zapraszam cię do baru – dodałem niezwłocznie.
- Okej - odpowiadziała po sekundowym wahaniu. Trzymając się za ręce wyszliśmy z sali, puściłem jej rękę dopiero gdy zasiedliśmy na wysokich, barowych stołkach przed kontuarem.
- Tak w ogóle, to ja mam na imię Marek – powiedziałem.
- Grażyna – przedstawiła mi się jednocześnie podając swoją drobną, miękką dłoń.
- Czego się napijesz? – spytałem.
- Możesz mi zamówić lampkę vermouthu – odpowiedziała.
Złożyłem zamówienie i barman podał nam napełnione kieliszki. Dla siebie wziąłem riesling, choć z pewnym wahaniem. Wcześniej piłem piwo i zebrało ich się pięć czy sześć. Nie chciałem pić już więcej, bo jak wiadomo to napój dość moczopędny, co w sytuacji tete a tete z dziewczyną bywa kłopotliwe. Z drugiej strony nie chciałem się kompletnie ubzdryngolić, a wiadomo że nie jest wskazane mieszać ze sobą różne rodzaje alkoholu. Ale mam dość mocną głowę, więc doszedłem do wniosku, że nie powinno to mieć znaczenia; w końcu nie była to flacha wina, tylko lampka.
W barze rozmowa ruszyła z miejsca. Okazało się, że studiuje na tej samej uczelni i wydziale, co ja, tylko na pierwszym roku. Egzaminy, które ją czekały ja już miałem za sobą, więc opowiadałem jej o nich (przede wszystkim o egzaminatorach i ich „konikach”), a ona słuchała z uwagą. Nie wiedzieć kiedy kiliszki nam się opróżniły.
- Może powtórzymy? – spytałem z uśmiechem, wskazując na puste szkło.
- Dobra, jak szaleć to szaleć – odpowiedziała mi uśmiechem.
- To już dzisiaj chyba szósty – dodała, kiedy kieliszki zostały ponownie napełnione.
- Mam chyba wyjątkowo dobry dzień, bo jeszcze nie spadłam ze stołka – kontynuowała dowcipnie.
- Nie bój się, w końcu jesteś pod moją opieką – powiedziałem z uprzejmym uśmiechem.
- Taak? Myślisz, że potrafił byś się mną zaopiekować? – spytała leciutko przekrzywiając głowę i popatrując na mnie lekko z ukosa spod swoich rzęs jak firanki.
- Najlepszy sposób, by się o tym przekonać, to po prostu sprawdzić – kontynuowałem.
- Kto wie, może skorzystam – odpowiedziała, patrząc mi prosto w oczy i nie przestając się uśmiechać.

W barze było jaśniej niż na sali, a my siedzieliśmy w bezpośredniej bliskości, dlatego dopiero teraz mogłem jej się dokładnie przyjrzeć oraz ocenić i podziwiać jej urodę w pełnej krasie. Miała ładny profil, niewielki, kształtny nos, który zabawnie marszczył się kiedy się śmiała, urocze dołki w policzkach i brodzie. A przede wszystkim oczy – ciemne, ładnie kontrastujące z dość jasną karnacją i włosami, do tego duże, wyraziste, głębokie jak jeziora…Pojawiały się w nich charakterystyczne błyski, gdy coś w rozmowie szczególnie przycięgnęło jej uwagę oraz coś jak figlarne chochliki, gdy robiła jakąś dowcipną uwagę. Przekrzywiała wtedy w charakterystyczny sposób głowę i rzucała powłóczyste spojrzenie spod bajecznie długich, gęstych rzęs. Miała duże poczucie humoru i cięty język, więc nie opuszczała żadnej okazji do żartów. Była naprawdę bardzo pociągająca, aż żal było oderwać od niej wzrok. Na szczęście nie musiałem tego robić, bo cały czas gadaliśmy. 
Po wypiciu wina jeszcze chwilę rozmawialiśmy, bo w barze było przyjemnie i nie chciało nam się wracać na zatłoczoną salę. Zresztą dyskoteka i tak już powoli dobiegała końca.
- To co, odprowadzę Cię do domu – powiedziałem. – Skoro jesteś pod moją opieką, to czuję się odpowiedzialny za to, abyś bezpiecznie dotarła do rodziców.
- Odprowadzić mnie oczywiście możesz, ale na wdzięczność moich rodziców nie licz, bo wyjechali z wizytą do rodziny – zaśmiała się Grażyna.
Wykazując się refleksem wykorzystałem nadarzającą się okazję.
- Łał, czyli masz wolną chatę! To może uda mi się wprosić na herbatę? – zupełnie niechcący mi się zrymowało.
- Czyli liczysz na herbatę, jako rekompensatę – powiedziała dziewczyna śmiejąc się i akcentując rymujące się słowa. – Ale ja nawet nie wiem, czy mam herbatę w domu. To co wtedy? - dodała.
- To może dostanę jakąś inną zapłatę – odpowiedziałem, aby w dalszym ciągu było do rymu. W tym momencie zdałem sobie sprawę, że zabrzmiało to dwuznacznie, więc bez zwłoki uzupełniłem: - Chyba masz w domu cokolwiek do picia, choćby wodę z kranu.
- No nie wiem, wodociągi też mogą mieć awarię – roześmieliśmy się oboje, choć ja w trochę przymuszony sposób.
Na szczęście chyba znudziła jej się ta przepychanka słowna, bo powiedziała: - No dobra, chodźmy już – jednocześnie biorąc mnie za rękę i pociągając w kierunku wyjścia.
Wkrótce po wyjściu z dyskoteki Grażynę jakby coś opętało. Nie wiem jaka była przyczyna, może tak podziałało na nią świeże powietrze w połączeniu z wypitym wcześniej alkoholem. Dość, że zaczęła mi dokuczać tak, że stało się to nie do zniesienia. Cokolwiek nie powiedziałem, obracała w żart i kpinę. Jak powiedziałem że mam dobry kontakt z mamą, to ona od razu że jestem „maminsynek”. Pytany, czy mam rodzeństwo (sama była jedynaczką), odpowiedziałem, że młodszą siostrę. Na to ona ze śmiechem: - O, to jej współczuję bo ją pewnie terroryzujesz-.
Ja na to też z humorem: - Chyba bym nie dał rady, siostra, mimo że młodsza,  jest mocno wyrośnięta i silna.
A na to Grażyna: - Aaaa, teraz wszystko jasne! Czyli to siostra cię tłucze! Dobre sobie, i taka fajtłapa chce się mną opiekować -.
I tak na okrągło. Do tego miała dość jednostronne skojarzenia. Wystarczyło bym w jakimś zdaniu użył takiego słowa jak na przykład mały, ptak, patyk czy rura, by niezwłocznie nastąpiła salwa śmiechu i jakaś zjadliwa uwaga. Nagle stała się jak ten kapral ze starego dowcipu, któremu wszystko się z dupą kojarzyło. Wkrótce miałem tego dość i przestałem się odzywać. Oczywiście też nie dała za wygraną.
- No i coś tak nagle zamilkł? - zapytała, zaglądając mi w twarz. Nic nie odpowiedziałem, więc kontynuowała: - Ej, kolego, mowę straciłeś -?
Szliśmy ulicą objęci i mówiąc te słowa zaczęła przebierać palcami dłoni, którą obejmowała mnie w pasie. Jestem wręcz niewiarygodnie wrażliwy na łaskotki. Jeśli mnie ktoś niespodziewanie dotknie, od razu podskakuję, jak oparzony. Tak było i tym razem, gwałtownie drgnąłem silnie, jak po ukłuciu, wydając jednocześnie jakiś nieartukułowany dźwięk. Od razu było wiadomo że moc mojej reakcji bardzo ją zaintrygowała i że jest tylko kwestią czasu, kiedy zrobi użytek z tego nowego odkrycia.  W tym momencie przyszedł mi z pomocą dźwięk nadjeżdżającego z tyłu autobusu. Dziewczyna odwróciła głowę i prawie w tej samej chwili krzyknęła: - Ooo, 168! Szybko, to zdążymy! –
Złapała mnie za rękę i pociągnęla w kierunku pobliskiego przystanku tak silnie, że mało się nie wywaliłem. Na swoich obcasikach zasuwała tak szybko, że ledwo mogłem nadążyć. Na szczęście przystanek był już blisko i po chwili znaleźliśmy się w autobusie. Mieszkała niedaleko, zaledwie cztery czy pięć przystanków. Po wyjściu z autobusu zaraz byliśmy na osiedlu, a za moment już w windzie, którą wjechaliśmy na drugie piętro.
- Tu mieszkam – powiedziała, wskazując drzwi do mieszkania, ale nie wyciągała kluczy.
- Co jest, zgubiłaś klucze? – spytałem zniecierpliwiony
- Przecież ponoć jestem pod twoją opieką, to ty powinieneś o wszystko się zatroszczyć. Poszukaj sobie, może uda ci się je znaleźć – powiedziała, podając mi swoją torebkę.
Widać było, że ma ochotę dalej się ze mną droczyć. Nie lubię grzebać w cudzych rzeczach, ale nie miałem wyjścia. Na szczęście klucze były na samym wierzchu. Wyjąłem je, a jednocześnie zamknąłem torebkę i oddałem Grażynie,
- No na co czekasz, od czego cię tu mam? Otwieraj prędzej, niech wreszcie będzię z Ciebie jakiś pożytek – powiedziała dziewczyna, tłumiąc śmiech.
Na klatce schodowej panował półmrok, bo żarówka najbliższa drzwi mieszkania była przepalona. Górny zamek udało się w miarę szybko otworzyć, ale z dolnym miałem problem, bo wąski klucz typu yale nie chciał wejść do otworu. Grażyna oczywiście z miejsca wykorzystała okazję, aby mi znowu przygadać.
- Długo jeszcze będziesz się grzebał? Chyba zasnę pod tymi drzwiami! Rety, co za oferma, z kim ja się zadałam! To mi dopiero opiekun! – dogadywała.
Miałem ochotę jej przyłożyć, ale oczywiście nie zrobiłem tego. Chciałem jak najszybciej znaleźć się z nią w tym mieszkaniu, bo bałem się że jakiś sąsiad usłyszy hałas i zaintrygowany otworzy drzwi, by sprawdzić co się dzieje. Dlatego przez zaciśnięte zęby wysyczałem tylko ze złością:
- Możesz się choć na chwilę przymknąć? Przecież widzisz, że tu ciemno i do dziurki nie mogę trafić.
Dziewczyna jakby tylko na to czekała, bo jej reakcja była natychmiastowa.
- Ha, ha, ha, to co z ciebie za facet, jak do dziurki trafić nie umiesz! Na twoim miejscu nie chwaliła bym się tym przed dziewczyną, z którą za chwilę znajdziesz się sam na sam w pustym mieszkaniu. Toż to szczyt antyreklamy – nabijała się ze mnie. Byłem tak wściekły, że ręce zaczęły mi się trząść, co tylko pogorszyło sprawę. Na szczęście w konću jakoś udało się otworzyć te cholerne drzwi i weszliśmy do mieszkania. Było to typowe, peerelowskie M3, Zamknąłem zasuwę, a Grażyna wprowadziła mnie do dużego pokoju. Zamiast iść do kuchni nastawić herbatę, wyciągnęła z barku jakiś alkohol.
- Możesz mnie obsłużyć? Tam są kieliszki – gestem głowy wskazała na oszkloną szafkę.
- Nalej też sobie. Chyba że bardzo ci zależy na herbacie, ale wtedy sam będziesz ją musiał zaparzyć, bo mi się nie chce iść do kuchni – dodała, patrząc mi w oczy z wyzywającym uśmiechem. Napełniłem kieliszki i jeden podałem Grażynie, która już siedziała na szerokiej kanapie, a sam ze swoim usiadłem w pobliskim fotelu. Dziewczyna znów zachichotała: - Szkoda, że jeszcze dalej nie usiadłeś, tam pod ścianą, a jeszcze lepiej na balkonie. Siadaj koło mnie – klepnęła dłonią w miejsce koło siebie na kanapie. – Nie bój się, nie pogryzę cię – uzupełniła, śmiejąc się do mnie, czy może raczej ze mnie...
Przeniosłem się na kanapę, zgodnie z jej sugestią. Miałem nadzieję ze z jej strony był to taki gest pojednawczy i że już przestanie ze mnie drwić, ale gdzie tam. Dookoła Wojtek to samo, cokolwiek nie powiedziałem, spotykało się z jej drwiną.
-Kiedy nareszcie jej się to znudzi – myślałem. Krótki moment spokoju nastąpił, gdy wyszliśmy na balkon na papierosa. Ale jak tylko wróciliśmy do pokoju, wszystko zaczęło się od nowa. Coraz bardziej miałem ochotę obrazić się i wyjść, ale z drugiej strony było mi szkoda, bo ta dziewczyna bardzo mi się podobała. Coś zaiskrzyło już w dyskotekowym barze… Wtedy szła mi w krew i uderzała do głowy silniej niż wino; tęskniłem do tamtych chwil, mając nadzieję że jeszcze powrócą… Zastanawiałem się, co robić i ponownie zupełnie zamilkłem. Grażyna pogłaskała mnie po dłoni i z udawanym współczuciem zapytała:
- Co tak posmutniałeś, Mareczku? Jakaś przykrość Cię spotkała? Nie martw się, znam pewny sposób, aby ci poprawić humor.
Błyskawicznie podniosła się z kanapy stając do mnie twarzą w twarz, po czym usiadła mi okrakiem na kolanach i natychmiast zaczęła mocno łaskotać. To było jak niespodziewany, gwałtowny atak, więc moja reakcja była też odpowiednia. Zacząłem skręcać się, wić i w niekontrolowany sposób śmiać i popiskiwać jak małe dziecko. Dokładnie o to jej chodziło i widać było, że jest w siódmym niebie. Próbowałem się bronić i opędzałem od niej jak od uprzykrzonej muchy, ale ona była tak zdeterminowana, by kontunuować swoją zabawę, że nie mogłem sobie poradzić.
- Widzisz, miałam rację, od razu masz lepszy nastrój – mówiła, z trudem tłumiąć śmiech.
- Przestań wreszcie, nie lubię tego – udało mi się w końcu powiedzieć.
- A nieprawda, bardzo lubisz, bo się bardzo cieszysz. O, widzisz – dodała, gdy po kolejnej silnej dawce łaskotek znowu wybuchnąłem gwałtownym, niemożliwym do opanowania śmiechem. Czułem się bezbronny, nie mogłem tak po prostu jej trzepnąć, no bo w końcu dziewczyna, w dodatku taka, na której mi zależało. W końcu udało mi się jakoś ją poskromić, wstałem z kanapy a ją postawiłem przed sobą, mocno trzymając za nadgarstki. Byłem zły.
- Mam tego dość – powiedziałem gniewnie. –Albo się natychmiast uspokoisz, albo… - tu zawiesiłem głos.
- Albo co? – spytała, patrząc na mnie przeciągle i lekko przekrzywiając głowę w sposób, który tak mi się podobał. – Bo na pewno wybiorę to drugie – powiedziała, spoglądając na mnie filuternie. Cały czas starała mi się wyrwać, więc nie puszczałem jej nadgarstków.
- Zachowujesz się jak smarkula, to Cię potraktuję jak smarkulę – powiedziałem dobitnie, jednocześnie potrząsając w takt wypowiadanych słów jej dłońmi.
- To znaczy? – dopytywała, cały czas patrząc mi w oczy.
- Po prostu zdejmę pasa, sciągnę ci majtki i tak wleję na goły tyłek, że na długo popamiętasz – wyjaśniłem. Powiedziałem to mechanicznie, tak jak nieraz to już mówiłem dziewczynom. Zwykle następowała reakcja typu: „ojej, to ty jesteś taki groźny” i dalsza rozmowa na temat ewentualnego lania. Temat lania kręcił mnie, odkąd pamiętam, więc miło było chociaż na ten temat pogadać. Ale tym razem stało się inaczej… W Grażynie coś się wyraźnie zmieniło. Spojrzała na mnie takim wzrokiem, jakiego jeszcze nie znałem, a oczy zabłysły w jakiś dziwny i też nieznany sposób… Znieruchomiała i przestała się wyrywać, więc odruchowo zwolniłem uścisk i jej dłonie stały się wolne. Wzięła głęboki oddech, ale nie odezwała się jeszcze… Intuicyjnie czułem, że teraz nastąpi coś ważnego i niespodziewanego, ale nie miałem pojęcia co…
- Eeee tam obiecanki cacanki – odezwała się wreszcie. – Po co się wygłupiasz? Oboje wiemy doskonale, że nie stać by cię było na taki czyn. Do tego trzeba odwagi i faceta z krwi i kości, a nie takie ciepłe kluski jak ty.
- Noo, uważaj żebyś się nie przeliczyła. Czasem pozory mogą mylić. To że z reguły jestem spokojny, nie znaczy że na wszystko pozwalam. Wszystko ma swoje granice. Moja cierpliwość i tolerancyjność także. Niejeden już się naciął; zresztą w ogólniaku nazywali mnie „cicha woda” – odpowiedziałem, nie tracąc rezonu.
- Hmmmm, to przezwisko bardziej pasuje do kobiety niż do faceta – powiedziała Grażyna z lekceważącym uśmiechem. – Chyba że takiego zniewieściałego maminsynka, jak Ty.
Nie bardzo wiedziałem, co na to odpowiedzieć…
- Widzę, że bardzo chcesz dostać – powiedziałem trochę ni w pięć ni w dziewięć, bo dłuższe milczenie mogło by sugerować, że „wymiękam”. Przede wszystkim starałem się trzymać fason, bo dla mnie cały czas była to po prostu szermierka słowna. Potem okazało się, że nie tylko...
Dziewczyna odezwała się bez zwłoki, czasem miałem wrażenie że gdzieś w głowie ma ściągawkę z gotowymi ripostami. - Choćbym nawet chciała, to i tak do tego nie dojdzie. Przyznaj się wreszcie, że blefujesz i przestań robić z siebie pajaca – powiedziała, obrzucając mnie kpiącym spojrzeniem.
Zagotowało się we mnie. Tym bardziej, że w tym co powiedziała, była cząstka prawdy. Może nawet więcej niż cząstka… Chodziło mi o to, żeby ją postraszyć, okiełznać, jakoś zaakcentować twardość – sam nawet nie wiem dokładnie. Jak już wspomniałem tekst o laniu wyskoczył mi jakoś automatycznie, ale mówiąc szczerze nie brałem na serio pod uwagę, że mogło by do tego rzeczywiście dojść. Tymczasem co by o Grażynie nie powiedzieć, to na pewno nie wyglądała na przestraszoną, bo była cały czas zaczepna i prowokująca. Powiedziałbym nawet, że bardziej teraz niż przedtem. Nic nie wskazywało na to aby miała zmięknąć i odpuścić… Byłem trochę w kropce, gdyż wiedziałem, że ta wymiana zdań nie może trwać w nieskończoność. A co potem, jak to się skończy? Starałem się o tym nie myśleć, ale te wątpliwości wracały niczym bumerang, wywołując niepokój.
- Ja ci dobrze radzę, przestań igrać z ogniem – powiedziałem wreszcie.
- Ha, ha ha, to ty niby masz być tym ogniem? Chyba takim niegroźnym, zimnym ogniem jak na choinkę, od którego nie można się oparzyć. Nie rozśmieszaj mnie.
Chwilowo zabrakło mi konceptu, więc milczałem, starając się zebrać myśli. Ale ona mi nie dała. – Prędzej chyba koniec świąta nastąpi, niż to lanie, które mi obiecałeś – powiedziała ze śmiechem.
- Trochę żal mi ciebie, dlatego chcę ci dać szansę. Mam nadzieję, że się uspokoisz i będziesz grzeczna – powiedziałem, starając się by to brzmiało pewnie, ale raczej bez  wewnętrznego przekonania.
- Co, ja grzeczna? Żartujesz chyba. Jestem bardzo niegrzeczna i jest mi z tym dobrze. Skoro jeszcze tego nie zauważyłeś, to odwiedź okulistę, niech ci silniejsze okulary zapisze. I zapewniam, że nie mam zamiaru nic zmieniać. To jak będzie z tym laniem? Co mam jeszcze zrobić, żeby je dostać?
- Skoro tak bardzo chcesz, to je w końcu dostaniesz – odpowiedziałem bez zastanowienia, jak automat.  -Żebyś tylko potem nie żałowała.
- Nie strasz nie strasz, bo się zessss…nu obudzisz. Widzisz chyba, że się nie boję a to straszenie staje się nudne – powiedziała, patrząc mi wyzywająco prosto w oczy.
- Nie bądź taka odważna, bo jak zdejmę pasa to już nie będzie odwrotu. I co wtedy?
- Haha, wtedy na pewno spodnie Ci spadną, bo chudy jesteś. I Ty zaświecisz gołym tyłkiem a nie ja – zaśmiała się, nie odwracając wzroku.
Postanowiłem zagrać va bank. - Sama tego chciałaś – powiedziałem, sięgając jednocześnie do sprzączki paska i zacząłem go powoli odpinać, nie spuszcając wzroku z dziewczyny. Ona też patrzyła mi prosto w oczy, a w kącikach jej ust drgał drwiący uśmieszek. Wyglądało na to, że nie sprawiło to na niej wrażenia, a na to właśnie liczyłem. Wyjąłem pasek ze szlufek spodni,  złożyłem na pół… i szczerze mówiąc nie widziałem co dalej.
- No i co dalej, mój bohaterze – spytała, jakby czytając w moich myślach. Odrzuciła gęste włosy z czoła, gestem, który już zdążyłem polubić, wyprostowała głowę i wzięła się pod boki niczym andrus przed bitką. Oczy rozbłysły jej jakimś dziwnym blaskiem domyśliłem się, że teraz stanie się coś ważnego…
- Doszedłeś do ściany i nie wiesz co począć? –
Nic się na to nie odezwłem, za to bez zwłoki  odezwała się Grażyna:
- Okej to ja Ci pomogę, znaj moje dobre serce. -
Powoli odwróciła się do mnie plecami, podeszła do kanapy i pochyliła, wypinając pupę. Szybkim ruchem podwinęła spódniczkę, odsłaniając białe majteczki i oparła dłonie na kanapie. – No czekam, bohaterze – rzuciła mi przez ramię. Patrzyłem jak zafascynowany.. Nie zdając sobie dokładnie chyba sprawy z tego, co robię uniosłem rękę, w której trzymałem pasek, lecz kolejna uwaga dziewczyny przerwała mi tę czynność.
- No ale majtki będziesz musiał mi sam ściągnąć, zgodnie z obietnicą – powiedziała, tłumiąc śmiech.
Jak robot ściągnąłem oburącz majtki poniżej kolan i zrobiłem krok do tyłu. Widok był urzekający…. Śnieżnobiałe pośladki , oddzielone symetrycznymi, ukośnymi liniami od delikatnej, pierwszej opalenizny na udach, w miejscu gdzie dolna część kostiumu kąpielowego nie dawała ochrony przez słońcem. Widać było, że Grażyna też wykorzystała ładną pogodę.
Wziąłem zamach i uderzyłem, ale tak jakby od niechcenia… Potem drugi i trzeci, ale cały czas było to tak „na pół gwizdka”. Zastanawiałem się chwilę, czy uderzyć mocniej, kiedy dziewczyna przekręciła głowę w moim kierunku, mówiąc dobitnie: - I to wszystko na co cię stać? Przecież tego się wcale nie czuje, o czym dobrze wiesz. –
Zabuzowało we mnie, niczym w piecu, do którego ktoś dorzucił drew.
- Poczekaj, zaraz przejdzie ci ochota do żartów – pomyślałem. - W końcu to ja mam pas i ja tu rządzę. Teraz na pewno poczujesz. – Zamachnąłem się i uderzyłem silnie w poprzek obu pośladków. Widać było, że to odczuła, ale nie wydała żadnego dźwięku. Potem drugie, jeszcze mocniejsze uderzenie, trzecie, czwarte i kolejne. Szybko wszedłem w rytm.. Miarowe, niezbyt szybkie lecz silne razy… To było jak trans: uderzenie pasa, drgnięcie pośladków, zamach i kolejne uderzenie,, Biłem raz za razem jej pupę, która zdążyła się już zaróżowić, zaś w miejscach gdzie pas zetknął się ze skórą, widać było ciemniejsze smugi… W głowie miałem szum, ale bynajmniej nie od wypitego alkoholu, a skóra na niej była jakby za ciasna. Czułem rosnące podniecenie i ciarki przechodzące wskroś całego ciała, a moja męskość w kroczu nabrzmiewała silnie;;; Świat dookoła jakby przestał istnieć, wszystko stało się niebyłe i nieważne.. Dziewczyna przyjmowała razy w milczeniu i prawie bezruchu, nie licząc konwulsujnych ruchów pośladków, po każdym uderzeniu,,, Nie wiem, ile ich było, bo nie liczyłem. Raz czy dwa wydała z siebie tylko ciche westchnienie, a może był to jedynie głębszsy oddech. Aż nagle przyszło na mnie otrzeźwienie, jakby niespodziewanie ktoś mi wylał na głowę kubeł zimnej wody. – Kurwa, co ja robię do jasnej cholery – przeszło mi przez myśl. -Leję prawie obcą dziewczynę pasem po gołym tyłku, jakby nigdy nic… A gdyby nagle ktoś wszedł, gdyby jej rodzice niespodziewanie wrócili, jakby ktoś coś usłyszał…. - Przerwałem nagle i opuściłem pas… -No, chyba masz już dość – powiedziałem niezbyt pewnym, schrypniętym i nieswoim głosem. Starając się opanować drżenie rąk, zacząłem wkładać pasek z powrotem w szlufki spodni. W ciele cały czas czułem dreszcze, w uszach mi pulsowałe, a serce waliło jak młotem. Grażyna wolnym ruchem podciągnęła majtki, opuściła spódniczkę, a obracając się, powiedziała, nie wiadomo bardziej do mnie czy do siebie: -Ja jak ja, ale ty na pewno – i powoli podeszła do mnie. Było widać, że zaszła w niej ogromna zmiana, nie była to już ta sama, pewna siebie, butna dziewczyna. Miejsce wcześniejszej hardości zastąpiła jakaś miękkość i delikatność, wargi były pełniejsze i zdawały się drżeć, oczy nabrały dziwnego blasku, ale jednocześnie były wilgotne, zamglone… rzekłbym nawet rozmarzone, jakby skrywały jakąś tajemnicę. Objęła mnie za szyję i pocałowała mocno prosto w usta, po czym pogłaskała delikatnie wierzchem dłoni po policzku i wyszeptała: -No dobra, zmykaj do mamy. Bo jeszcze mi tu zasłabniesz od nadmiaru wrażeń i będę miała kłopot z tobą. –
Powiedziałem – no to cześć, na razie – po czym otworzyłem drzwi i wyszedłem. Szybko zbiegłem schodami w dół i wyszedłem z klatki na zewnątrz. Emocje nie chciały odejść… Zaczerpnąłem głęboko świeżego powietrza i zapaliłem papierosa, zaciągając się mocno raz za razem. Drogi do domu zupełnie nie pamiętam, bo siedząc w tramwaju cały czas byłem mentalnie w tamtym pokoju, sam na sam z Grażyną i jej kształtną pupą, przyjmującą razy…
Życie toczyło się dalej, swoim torem. Sesja, wakacje i nowy rok akademicki. Niejednokrotnie na uczelni widywałem Grażynę, ale udawałem, że jej nie dostrzegam. Odwracałem głowę i szedłem w przeciwnym kierunku, choć nieraz zauważałem, że na mnie patrzy, jakby na coś czekała… Wkrótce potem skończyłem studia, i nasze drogi się rozeszły, mimo że cały czas była obecna w moich myślach… Wiele lat później trafiłem w internecie na forum spankingowe i dopiero wówczas zacząłem bardzo żałować, że wtedy stchórzyłem, a przede wszystkim że nie próbowałem kontynuować tej znajomości.

Viewing all articles
Browse latest Browse all 1081

Trending Articles


TRX Antek AVT - 2310 ver 2,0


Автовишка HAULOTTE HA 16 SPX


POTANIACZ


Zrób Sam - rocznik 1985 [PDF] [PL]


Maxgear opinie


BMW E61 2.5d błąd 43E2 - klapa gasząca a DPF


Eveline ➤ Matowe pomadki Velvet Matt Lipstick 500, 506, 5007


Auta / Cars (2006) PLDUB.BRRip.480p.XviD.AC3-LTN / DUBBING PL


Peugeot 508 problem z elektroniką


AŚ Jelenia Góra