Fragment jednego z ebooków pt. Przepustka dla szczęścia. Więcej informacji na przepustka.fora.pl
Wróciłam do domu, byłam cała roztrzęsiona, nadal nie mogłam zebrać myśli. Co jeśli widzieli rejestracje? Jeśli ją zapamiętali? Co jeśli się domyślą, że Tyler ma z tym sporo wspólnego?
– Część, zobacz twoja mamunia przyszła – takim tekstem przywitał mnie Kamil ze swoim imiennikiem na rękach.
– Cześć Kamilowie – powiedziałam jak gdyby nigdy nic.
– O, to ty jesteś Kamil. Sorka, ale jeszcze was dzieciaczki nie odróżnia wujcio – mój brat z wyboru zwrócił się tymi słowami do mojego synka.
– Kamil, możesz już iść. Przepraszam, ale lepiej, żeby Olek cię tutaj nie widział – wyjaśniłam przepraszającym tonem.
– Niestety, już wie, że tu jestem – oznajmił z bladym uśmiechem.
– Cudownie, jak się dowiedział? – zapytałam odwieszając czarną, sportową kurtkę na wieszak.
– Nie wiem, zadzwonił i zwyczajnie zapytał się co robię w jego domu i czy może prosić żonę do telefonu. Odpowiedziałem jak należy, szczerze, że cię nie ma, bo musiałaś pilnie wyjść – Kamil mówił, a ja w tym czasie sięgnęłam do lodówki i w roztrzęsione dłonie chwyciłam małą butelkę wody mineralnej.
– Spokojnie – Kamil pochwycił mnie za nadgarstki i spojrzał w oczy. – Jest aż tak zazdrosny?
– Dobrze wiesz, że to nie tylko zazdrość – nie chciałam robić z Olka potwora, ale też nie chciałam zdradzić przyjacielowi szczegółów dotyczących mojej i Majki wyprawy.
– Odłożę małego i będę leciał – oznajmił Kamil, bo temat się jakoś nie kleił, a zresztą sama prosiłam go by opuścił mój dom przed powrotem Aleksa.
– Kamil, co jeszcze mówił? – zapytałam i uderzyła we mnie fala gorąca, rozpięłam więc i zdjęłam bluzę. Zrobiłam to kompletnie bez zastanowienia, zapomniałam, że Kamil jest wzrokowcem.
– Z pewnością nie to. Tym się akurat nie chwalił. – Wskazał palcem ślad znajdujący się na moim ramieniu. Przejechał delikatnie po nim, ledwo wyczuwałam opuszki jego palców. – Boli? – zapytał dotykając mocniej.
– Nie, już nie. Chyba że naciskasz – rzekłam ze łzami w oczach, otrząsnęłam się jednak po chwili. – To nie tak, Aleks miał powód.
– Nie wnikam. Chodziło o mnie?
– Ponoć nie wnikasz! – naskoczyłam na niego i zamknęłam butelkę z powrotem w lodówce. Uczyniłam tak bo chciałam choć na moment nie widzieć Kamila, nie czuć na sobie jego wzroku, ale nadal czułam.
– Za co w takim razie? – zapytał kiedy ja wciąż stałam tyłem do niego, a wzrok miałam wbity w czerń lodówki. Ta czerń wydawała mi się taką czarną dziurą, jak moje życie małżeńskie. Taką dziurą co pochłania i nie puszcza i zawsze jest za późno by zawrócić.
– Za nic.
– Spójrz na mnie – polecił.
– Czego chcesz? – zapytałam niemiło.
– Nie chcę zabierać ci czasu, ale powiedz czy to przeze mnie. Tylko o tyle proszę, chcę zbyt wiele?
– Tak, chodziło o ciebie. Przyznałam się.
– Przyznanie nie okazało się środkiem łagodzącym – zakpił Kamil i zaczął ubierać buty.
– O co ci chodzi? – zapytałam z nieskrywaną wściekłością.
– O nic, zajmij się obiadem. Dzwonił też przypomnieć, że na niego wróci, i że jest głodny jak wilk. Nie daj mu powodu do kolejnego razu.
– Kamil, sam dobrze wiesz, że Olek nie jest taki – postanowiłam bronić męża.
– A jaki jest? – zapytał opierając się o komodę i patrząc mi w twarz. Jego oczy znajdowały się tylko kilka centymetrów wyżej niż moje. Jego twarz była też kilka centymetrów od mojej.
– Jest opiekuńczy, potrafi zadbać o mnie i dzieci…
– Materialnie – przerwał mi.
– Nie tylko, kocha nas to widać.
– Po twoim ramieniu szczególnie. – Zaczęły mnie wkurwiać już jego docinki.
– Olek to człowiek, który mnie nie zostawił choć znał całą prawdę. Zajął się mną, otoczył opieką, pokochał. Naprawdę jest dobrym człowiekiem.
– Człowiekiem, który potrafi ci przylać i to nie mało – stwierdził smutno stojąc już przy drzwiach.
– Mówisz tak jakbyś nigdy kobiety nie uderzył. Co, żadnej nie dałeś klapsa?
– Masz krwawą, wypukłą pręgę na ramieniu, nie porównuj tego do klapsa
– stwierdził oschle.
– Kamil…
– Amanda, ten człowiek zrobił ci pranie mózgu jakieś. Kogo jak kogo, ale ciebie nigdy bym nie podejrzewał, że staniesz się wzorową kurą domową. Sprzątasz, pierzesz, gotujesz, chodzisz do szkoły, zajmujesz się dziećmi…
– zaczął wyliczać Kamil.
– Olek też się nimi zajmuje, wstaje po nocach tak samo jak ja.
– Ostatnio sama mówiłaś, że ma sporo dyżurów.
– To tylko jeszcze dwa tygodnie, potem wszystko wróci do normy. – Wzięłam w obronę męża nie dlatego, że nim był, ale dlatego, że naprawdę nie był takim potworem jakim go widział Kamil.
– Czym?
– Co czym? – zapytałam.
– Czym cię skatował ostatnim razem?
– Niczym mnie nie skatował, nigdy mnie nie skatował.
– Od czego masz ślad na ramieniu, bo nie wygląda jak po klapsie. Bardziej bym stawiał na jakiś pejcz, bicz, może rzemień.
– To nie twoja sprawa! – warknęłam.
– Nie moja, ale jesteś dla mnie jak siostra…
– USB – powiedziałam te trzy literki, a Kamil wbił wzrok w podłogę.
– Czemu nie odejdziesz? Zapewnię ci lokum, pomogę.
– Kamil, tu nie chodzi o to, że ja nie mam dokąd odejść. Ja nie chcę od niego odchodzić, rozumiesz to? To z ręką to był nieszczęśliwy wypadek, nic więcej. Olek nie jest katem, nie jest sadystą.
– Olek za pół godziny wróci na obiad. Na razie – tymi słowami zakończył rozmowę i zniknął za drzwiami.
Nie wiedziałam co zrobić, jak się zachować, jak dalej żyć z tym co dzisiaj słyszałam, z tym co dzisiaj widziałam i z tym co się działo w moim życiu. Patryk zaczął płakać, przyciągnęłam więc kołyskę do kuchni i umieściłam go w niej. Kiedy on spokojnie spał się w niej bujał i podziwiał światełka ja mogłam spokojnie obrać ziemniaki. Wrzucałam je po kolei obrane do garnka z wodą. Najpierw robiłam to delikatnie, potem z coraz większą siłą, w końcu woda zaczęła chlapać na wszystkie strony, a mnie ogarnęła pierw agresja, potem niemoc i bezsilność. Usiadłam na taborecie w kuchni i zaczęłam płakać. Nie wiedziałam po cholerę żalę się nad swoim losem, przecież sama sobie taki zafundowałam. Usłyszałam otwieranie drzwi. Nie odwróciłam się w ich kierunku, ani nie wybiegłam mu na przywitanie. Szybko rozwinęłam ręcznik papierowy, który był nad umywalką i wytarłam oczy od łez, miałam nadzieję, że makijaż się nie rozmazał zbytnio.
– Cześć – powiedział Aleks i usłyszałam jak siada na krześle. Słyszałam w końcu jak je odsuwał od stołu.
– Hej – odpowiedziałam kładąc garnek z ziemniakami na palniku.
– Zasnął, odłożę go do łóżeczka – rzekł, a ja od momentu jak wszedł nawet na niego nie spojrzałam.
– Dobrze – odrzekłam i usłyszałam jak zamyka drzwi od pokoju chłopców. Później usłyszałam coś jeszcze. Wyciąganie kluczy z komody i przekręcanie zamka w drzwiach. – Wychodzisz? – dopytywałam.
– Czemu wziąłeś moje klucze? – zapytałam patrząc w kierunku drzwi na korytach, ale nie widziałam Olka. Wiedziałam jednak, że wziął moje klucze, bo tylko ja chowałam je do komody.
– Abyś nie wyszła z domu, nie wybiegła – poprawił się szybko, a ja nie wiedziałam co jest grane.
– Słuchaj, jeśli chodzi ci o Kamila, to naprawdę była wyją… – zaczęłam się tłumaczyć panierując jednocześnie wytłuczone już kotlety. Zawiesiłam jednak głos w momencie gdy rolety opuściły się, a w kuchni zaczęła panować ciemność.
– Olek, co ty wyprawiasz?! – krzyknęłam przeczuwając, że to jego sprawka. Na komodzie stał też pilot od bramy i rolet.
– Staram się zapewnić nam odrobinę prywatności – odezwał się stojąc za mną tyłem. Czułam jak obejmuje mnie w pasie. Poczułam jego niewielki zarost na moim policzku. Jego usta musnęły delikatnie.
– Nie zdjąłeś kurtki? – zapytałam ze zdziwieniem wyczuwając materiał jaki pokrywa jego ręce i tors.
– Nie, wolę jak to ty mnie rozbierasz – stwierdził banalnie, ale nad wyraz szczerze. Czułam jak jego usta zmieniają się w kształt uśmiechu.
–Może byś jednak najpierw zjadł, ponoć byleś głodny jak wilk.
– Głodny seksu – wyszeptał mi natarczywie do lewego ucha i liznął jego kawałek językiem. Już miałam coś powiedzieć, ale znów się odezwał.
– Cały dzień pracowałem i miałem przed oczami ciebie, to sprawiło, że stałem się głodny erotycznych doznań, a ty co robiłaś cały dzień? – zapytał nad wyraz poważnie.
– Musiałam wyrwać się do Majki, dzieci dawały popalić, nie dawałam już rady w domu. Kamil mnie wyręczył. – Zdecydowałam się choć na część prawdy.
– Nasz przydatny Kamilek. Mówisz że wyręczył ciebie, kobietę głodną mocnych wrażeń? – zapytał, ale coś w jego głosie uległo zmianie.
– Olek chyba nie rozumiem. Włącz światło – poleciłam, bo przeczułam, że jest coś nie tak, że jest jakiś inny, jakby nie on.
– Cały czas byłaś u Majki? – dopytywał.
– Tak – odpowiedziałam i za moment usłyszałam trzask. Poczułam niemiłosierny ból na pośladkach, silny jak jeszcze nigdy dotąd.
– Oszalałeś!? – warknęłam.
– Nie urządzaj histerii z powodu jednego klapsa. – Łatwo mu było mówić, bo to nie jemu stanęły łzy w oczach z bólu, a mnie.
– Co robiłyście? – zadał kolejne pytanie, a przecież nie tak dawno był całkiem miły i było całkiem sympatycznie, nie rozumiałam czemu to wszystko ma zmierzać, a najgorsze było to, że kompletnie nic nie widziałam. Panowały wręcz egipskie ciemności w całym domu, a może tylko w kuchni i salonie, tu gdzie się znajdowaliśmy.
– Nic wielkiego, damskie ploty – odpowiedziałam i poczułam kolejny raz na swoich pośladkach tym razem chyba nawet mocniejszy bo łzy pociekły mi po policzkach mimo woli.
– Nie oburzaj się tylko, bo powinnaś dostać mocniej – stwierdził oschle.
– Aleks, powiedz mi chociaż za co – wyszeptałam przez łzy, choć nie czułam strachu, z pewnością nie przed nim, już prędzej z tego powodu, że po raz kolejny uderzy.
– Za kłamstwo – odpowiedział, a ja nie wiedziałam o co chodzi, przecież nie mógł wiedzieć gdzie byłam. – Za narażanie siebie – dodał wręcz napastliwym tonem i chwycił mnie za ramie lewą dłonią. Prawą błądził chwile po moim ciele, trafił na uda, potem na pośladki. W końcu przestałam czuć jego dłoń. Stało się tak tylko na moment, na krótką chwilę, bo potem poczułam pieczenie na całej pupie. Nie wiedziałam, w życiu bym się nie spodziewała, że siła uderzenia ręką może być tak mocna.
– Olek, proszę, przestań – wyłkałam.
– A co, boli? – zapytał sarkastycznie.
– Tak – odpowiedziałam szczerze i chciałam odstąpić od niego choć na krok, ale wciąż trzymał mnie za ramie.
– Dokąd to, moja mała. Czas na gwóźdź programu – stwierdził i usłyszałam jak rolety podnoszą się. Pierw światło padło na podłogę. Dostrzegłam więc, że Aleks ma na sobie zimowe adidasy w czarnym kolorze. Potem wiedziałam już, że ma dżinsy. Kiedy ujrzałam białą kurtkę i fioletową bandamę opuszczoną na szyję, a całość dopełniła biała czapka, ale odwrócona do tyłu daszkiem poczułam się jak w koszmarze.
– To nie możliwe – powiedziałam patrząc mu w twarz. – Puszczaj mnie – dodałam, ale nie dałam rady się wyrwać z jego uścisku. Rolety znów się opuściły, a zaraz po tym gdy opadły do końca Olek pociągnął mnie za sobą, nie wiem w jakim kierunku, ale najwidoczniej do włącznika, bo światło się zapaliło, ale wcale mi to nie rozjaśniło perspektyw widzenia.
– Puść mnie – szepnęłam i poczułam jak uścisk się rozluźnia.
– Zdejmij spodnie – usłyszałam jego surowy ton, był ostry choć starał się być bez wyrazu
– Co? – zapytałam z niedowierzaniem.
– To co słyszałaś. Zdejmij – powiedział i odrzucił czapkę na narożnik.
– Ale… – zaczęłam, jednak przerwano mi stanowczo.
– Tu nie ma ale. Teraz ja wymagam czegoś od ciebie, wykonaj więc polecenie.
– Może mam jakieś pytania – powiedziałam ze łzami w oczach i wciąż czułam się jak w koszmarze. To z pewnością był sen, to musiał być sen. Przecież tamten facet strzelał, tamten facet teraz okazał się moim mężem.
– Oczywiście, masz prawo pytać – stwierdził dobrodziejca jeden krzyżując dłonie na piersi. – Porozmawiamy, zadasz pytania jakie tylko zechcesz, na każde dam ci jakąś odpowiedź. Oczywiście szczerą odpowiedź, ale teraz zdejmij spodnie i daj mi czynić moją powinność – dodał.
– Jaka jest twoja powinność? – zapytałam drżącym głosem, choć bardzo chciałam by mi nie drżał.
– Sądzę, że jako twój mąż przede wszystkim powinienem cię chronić, troszczyć się o ciebie, dbać o twoje bezpieczeństwo, o twoje zdrowie, oraz wybijać ci skutecznie głupoty z głowy. Sama wiesz co dzisiaj zrobiłaś, gdyby mnie tam nie było, miało mnie tam dzisiaj nie być. Zginęłabyś – stwierdził oczywiste. To ostatnie mnie więc nie zdziwiło, ale cały ten monolog o trosce, zdrowiu i bezpieczeństwie był dziwnie niepokojący.
– Jak się do cholery mam czuć bezpiecznie, gdy mój mąż lata po mieście z bronią, jeździ samochodem którego w życiu nie widziałam wcześniej na oczy, a na dodatek strzela do ludzi, do…
– Nie strzelam do ludzi. Zabiłem psa, psa którego znałem od szczeniaka, był coś jak przyjaciel. Zabiłem bo zawsze wybrałbym twoje życie, nawet kosztem własnego, więc co tam pies – przerwał mi tymi słowami.
– Mam czuć wdzięczność i całować cię po dłoniach bo uratowałeś mi życie?
– zapytałam sarkastycznie, nie czułam już strachu. W końcu był tym samym facetem za które wyszłam, no i nie celował do mnie z tej swojej broni, to znak, że chce się jednak dogadać, a nie mnie skrzywdzić.
– Wystarczy, że zdejmiesz spodnie i podejdziesz do stołu w jadalni.
– W jakim celu? – zapytałam idąc do tyłu, kiedy on zmierzał w moją stronę.
– Nie znalazłaś się tam przypadkiem, nie uwierzę, że w grudniu zbierałaś grzybki, albo wybrałaś się z Majką na spacerek po lasku.
– I co z tego? – zapytałam stając na chwile w miejscu bo i on stanął.
– To z tego, że mogłaś zginąć. Mnie uczynić wdowcem, a dzieci pół sierotami. Czy to nie ma dla ciebie żadnego znaczenia? Tylko mi nie kłam w oczy, że nie wiedziałaś o tym, że to niebezpieczne. Na sto procent wiedziałaś, że to nie należy do serii ciasteczka i herbatka u ciotki klotki.
– Nie…
– Co nie? Co nie ci się pytam? – zapytał i zbliżył się do mnie. Moje plecy dotknęły stołu. – Chcesz to przeciągać w nieskończoność? – zadał kolejne pytanie, a ja pokiwałam twierdząco głową. Uśmiechnął się jakoś tak smutno, zdjął kurtkę i powiesił na krześle.
– Amanda, wszystko ci wyjaśnię odnośnie tego, że tam byłem, odnośnie tego co zrobiłem, ale pierw to ty poniesiesz konsekwencje nie tyle swojego zachowania, co swojej głupoty. Moja żona nie będzie idiotką co się naraża bo Majeczki braciszek ma taki kaprys.
– Skąd to wiesz? – zapytałam.
– Wystarczy przeciętne IQ by się domyślić, że żadna z was nie szukała tam zysków, frajdy, ani nie znalazła się przypadkiem. Tylko Tyler miał w tym zysk – odpowiedział.
– Ja tylko towarzyszyłam przyjaciółce.
– Nie wiedziałaś w czym? Nie wiedziałaś, że to niebezpieczne? Spójrz mi w oczy do cholery jasnej i odpowiedz szczerze – ostatnie zdanie powiedział ostrzejszym tonem i chwycił mój podbródek w dwa palce po czym zabrał dłoń, a ja z powrotem wejrzałam na swoje buty.
– Dlaczego nie odpowiesz? Mam powtórzyć pytanie? – tym razem zapytał nad wyraz spokojnie.
– Wiedziałam – odpowiedziałam cicho.
– Co proszę? – dopytywał.
– Wiedziałam.
– Co takiego wiedziałaś Amando? – wypytywał dalej.
– Że to niebezpieczne, że to takie tajne…
– Takie tajne! – powiedział ostrym tonem, takim zdartym głosem. – Nie żyjemy w serialu, ani nie gramy w filmie kryminalnym. Jak by cię ktoś odstrzelił to byś nie zagrała w innym! – krzyknął, a ja poczułam że drgają mi mięśnie ramion, jakoś tak bez woli. Po moich policzkach popłynęły kolejne łzy tego dnia.
– Nie wzruszysz mnie, nie zmienisz mojej decyzji. Jeśli teraz nie dostaniesz, to za kolejnym razem znów pod wpływem Majki i jej bracholka zrobisz coś równie bezmyślnego, niebezpiecznego i dojdzie do większej tragedii niż śmierć zwierzaka. Zdejmij więc spodnie i nie dyskutuj.
– To ty powinieneś się tłumaczyć, nie ja. Czemu ja mam dostać skoro ty tez tam byłeś? – zapytałam przez łzy patrząc mu prosto w oczy.
– Bo ja akurat byłem tam chcianym gościem i mi z ich strony nie groziło żadne niebezpieczeństwo. Zdejmuj.
– Ale musisz… – zaczęłam niepewnie.
– Muszę. Amanda dalej, żadnego wyroku nie da się odraczać w nieskończoność.
– Aleks, ale nie musisz mnie bić. Zrozumiałam, zdałam sobie sprawę z tego co zrobiłam nie tak. Stało się tak bo mi to wyjaśniłeś, ale też dlatego, że. Też dlatego, że ja sama się dziś przestraszyłam.
– Też się przestraszyłem i to nie na żarty. Dlatego pierwsze co uczyniłem po powrocie to cię przytuliłem. Skończ już polemizować i uczyń co prosiłem.
Nie wiedziałam co zrobić. Mogłam być wściekła, okazać tą wściekłość. Mogłam wybuchnąć, obłożyć go pięściami, dać w pysk i nawymyślać mu od bandziorów, gangusów. Jednak nigdy wcześniej to do niczego dobrego nie doprowadziło. Było tylko gorzej. Albo wynikała z tego kłótnia gigantyczna, albo było gorzej dla mnie. Zresztą Olek nie wydawał mi się teraz niebezpieczny, wręcz przeciwnie czułam się bezpiecznie jak nigdy dotąd. Uratował mi życiem, kosztem psa, którego znał od szczeniaka. Gdyby musiał zapewne postawiłby się tym wszystkim złym ludziom byleby mi nic nie było. Martwił się, troszczył, ale czy był dobry?
– Naprawdę nie chcę cię poganiać, ale zapytam tak z ciekawości ile czasu jeszcze ci trzeba by odpiąć zamek dżinsów i je zdjąć, albo zsunąć przynajmniej do połowy?
– Wieczność – odpowiedziałam szeptem, ale nie było to wynikiem tego, że szeptałam, bardziej zaschniętego gardła.
– Ja bym cię dziewczyno na lekcji do toalety bał się wypuścić, skoro godzinę czasu zdejmujesz dżinsy, to zapewne drugą godzinę majtki, więc już miałabyś dwa okienka do usprawiedliwienia – powiedział cynicznie.
– Nie drwij, proszę. – Starałam się powstrzymać kolejne łzy, uniosłam głowę do góry by z powrotem wpłynęły do oczu, ale nic to nie dało. Chwyciłam za brzeg swoich spodni i odpięłam guzik. Olek w tym czasie podszedł do kuchenki i wyłączył palnik na którym gotowały się ziemniaki.
– Aż tak się boisz? – zapytał nagle. Takiego pytania się nawet nie spodziewałam. – Bo nie powinnaś. Kobieta, która sama ładuje się w kłopoty, rządna wrażeń, bólu i cierpienia nie powinna się bać kilku klapsów.
– Nie chcę bólu i cierpienia – stwierdziłam rozpinając zamek, co zajęło mi co najmniej minutę.
– Jednak weszłaś do jaskini lwa na własne życzenie – stwierdził siadając na krześle okrakiem.
Zapadła niezręczna cisza, ta cisza huczała w mojej głowie echem i takim harmidrem, którego nie mogłam znieść. Prosiłam w myślach o cokolwiek, o jakiś cud. O to by przyszli niezapowiedziani goście, o płacz któregoś z moich dzieci, o telefon do Aleksa ze szpitala z jakimś nagłym przypadkiem. Minęło kilkanaście minut, ale nic takiego się nie stało, nic nie miało ochoty mnie wybawić z opresji. Olek wciąż siedział okrakiem na krześle, właściwie to już na nim leżał. Głowę miał bowiem wygodnie ułożoną na swoich rękach, które idealnie robiły mu za poduszkę, która znajdowała się na oparciu.
– Nie potrafię – powiedziałam nagle, ale sama nie uwierzyłam, że wymówiłam to na złość.
– Potrafisz, poza tym nie odpuszczę ci. Nie tym razem – usłyszałam w odpowiedzi. Zerknęłam na niego. – Nawet się tak nie patrz, nie odpuszczę. Koniec i kropka. Możemy tak nawet czekać do wieczora, w końcu zechcesz to mieć wreszcie za sobą.
– Nie zechcę – wyszeptałam. Wiedziałam, że nie zdejmę tych spodni, że ich nawet nie zsunę, bo w ciągu ostatnich pięciu minut próbowałam setki razy, a jednak zawsze zatrzymałam się gdy moje dłonie dotykały materiału i ciągnęły go już delikatnie w dół.
Znów nastąpiła ta niezręczna cisza. Słyszałam dokładnie czas, uciekający czas. Każdą sekundę akcentowało tyknięcie wskazówki zegara, a ja uznałam, że to jest nie do wytrzymania.
– Aleks, nie potrafię. Naprawdę nie umiem tego zrobić. Nie ważne jak bardzo chcę, czy jak bardzo wiem, że zasłużyłam. Po prostu nie i już.
– Dlaczego nie potrafisz skoro wiesz, że zasługujesz na to lanie?
– Bo nie, bo to tak samo jakbym wiedziała że zasługuje na śmierć i nie chciała jednocześnie włożyć głowy pod gilotynę.
– Porównujesz śmierć do kilku klapsów. Jednak interesuje mnie coś innego użyłaś słowa „nie chciała”, a nie „nie mogła”, czy „nie potrafiła”. To znaczy, że potrafisz tylko nie chcesz.
– Nie potrafię, nie chcę, nie mogę – powiedziałam płacząc i odsunęłam sobie krzesło, usiadłam na nim i oparłam łokieć o stół, a twarz ukryłam w dłoni.
– Nie odpuszczę – usłyszałam w odpowiedzi na swój lament. – Boisz się, że zrobię ci krzywdę?
– Nie, nie boję się tego – odpowiedziałam.
– No to czego się tak boisz? Bólu? Upokorzenia? Łez? Nagości?
– Nie… nie wiem – odpowiedziałam wciąż płacząc.
– Wstań – usłyszałam, ale nie wykonałam jego polecenia. – Po prostu wstań, proszę.
Wstałam i dostrzegłam, że on robi to samo. Teraz miałam mętlik w głowie, nie wiedziałam co się dzieje.
Wróciłam do domu, byłam cała roztrzęsiona, nadal nie mogłam zebrać myśli. Co jeśli widzieli rejestracje? Jeśli ją zapamiętali? Co jeśli się domyślą, że Tyler ma z tym sporo wspólnego?
– Część, zobacz twoja mamunia przyszła – takim tekstem przywitał mnie Kamil ze swoim imiennikiem na rękach.
– Cześć Kamilowie – powiedziałam jak gdyby nigdy nic.
– O, to ty jesteś Kamil. Sorka, ale jeszcze was dzieciaczki nie odróżnia wujcio – mój brat z wyboru zwrócił się tymi słowami do mojego synka.
– Kamil, możesz już iść. Przepraszam, ale lepiej, żeby Olek cię tutaj nie widział – wyjaśniłam przepraszającym tonem.
– Niestety, już wie, że tu jestem – oznajmił z bladym uśmiechem.
– Cudownie, jak się dowiedział? – zapytałam odwieszając czarną, sportową kurtkę na wieszak.
– Nie wiem, zadzwonił i zwyczajnie zapytał się co robię w jego domu i czy może prosić żonę do telefonu. Odpowiedziałem jak należy, szczerze, że cię nie ma, bo musiałaś pilnie wyjść – Kamil mówił, a ja w tym czasie sięgnęłam do lodówki i w roztrzęsione dłonie chwyciłam małą butelkę wody mineralnej.
– Spokojnie – Kamil pochwycił mnie za nadgarstki i spojrzał w oczy. – Jest aż tak zazdrosny?
– Dobrze wiesz, że to nie tylko zazdrość – nie chciałam robić z Olka potwora, ale też nie chciałam zdradzić przyjacielowi szczegółów dotyczących mojej i Majki wyprawy.
– Odłożę małego i będę leciał – oznajmił Kamil, bo temat się jakoś nie kleił, a zresztą sama prosiłam go by opuścił mój dom przed powrotem Aleksa.
– Kamil, co jeszcze mówił? – zapytałam i uderzyła we mnie fala gorąca, rozpięłam więc i zdjęłam bluzę. Zrobiłam to kompletnie bez zastanowienia, zapomniałam, że Kamil jest wzrokowcem.
– Z pewnością nie to. Tym się akurat nie chwalił. – Wskazał palcem ślad znajdujący się na moim ramieniu. Przejechał delikatnie po nim, ledwo wyczuwałam opuszki jego palców. – Boli? – zapytał dotykając mocniej.
– Nie, już nie. Chyba że naciskasz – rzekłam ze łzami w oczach, otrząsnęłam się jednak po chwili. – To nie tak, Aleks miał powód.
– Nie wnikam. Chodziło o mnie?
– Ponoć nie wnikasz! – naskoczyłam na niego i zamknęłam butelkę z powrotem w lodówce. Uczyniłam tak bo chciałam choć na moment nie widzieć Kamila, nie czuć na sobie jego wzroku, ale nadal czułam.
– Za co w takim razie? – zapytał kiedy ja wciąż stałam tyłem do niego, a wzrok miałam wbity w czerń lodówki. Ta czerń wydawała mi się taką czarną dziurą, jak moje życie małżeńskie. Taką dziurą co pochłania i nie puszcza i zawsze jest za późno by zawrócić.
– Za nic.
– Spójrz na mnie – polecił.
– Czego chcesz? – zapytałam niemiło.
– Nie chcę zabierać ci czasu, ale powiedz czy to przeze mnie. Tylko o tyle proszę, chcę zbyt wiele?
– Tak, chodziło o ciebie. Przyznałam się.
– Przyznanie nie okazało się środkiem łagodzącym – zakpił Kamil i zaczął ubierać buty.
– O co ci chodzi? – zapytałam z nieskrywaną wściekłością.
– O nic, zajmij się obiadem. Dzwonił też przypomnieć, że na niego wróci, i że jest głodny jak wilk. Nie daj mu powodu do kolejnego razu.
– Kamil, sam dobrze wiesz, że Olek nie jest taki – postanowiłam bronić męża.
– A jaki jest? – zapytał opierając się o komodę i patrząc mi w twarz. Jego oczy znajdowały się tylko kilka centymetrów wyżej niż moje. Jego twarz była też kilka centymetrów od mojej.
– Jest opiekuńczy, potrafi zadbać o mnie i dzieci…
– Materialnie – przerwał mi.
– Nie tylko, kocha nas to widać.
– Po twoim ramieniu szczególnie. – Zaczęły mnie wkurwiać już jego docinki.
– Olek to człowiek, który mnie nie zostawił choć znał całą prawdę. Zajął się mną, otoczył opieką, pokochał. Naprawdę jest dobrym człowiekiem.
– Człowiekiem, który potrafi ci przylać i to nie mało – stwierdził smutno stojąc już przy drzwiach.
– Mówisz tak jakbyś nigdy kobiety nie uderzył. Co, żadnej nie dałeś klapsa?
– Masz krwawą, wypukłą pręgę na ramieniu, nie porównuj tego do klapsa
– stwierdził oschle.
– Kamil…
– Amanda, ten człowiek zrobił ci pranie mózgu jakieś. Kogo jak kogo, ale ciebie nigdy bym nie podejrzewał, że staniesz się wzorową kurą domową. Sprzątasz, pierzesz, gotujesz, chodzisz do szkoły, zajmujesz się dziećmi…
– zaczął wyliczać Kamil.
– Olek też się nimi zajmuje, wstaje po nocach tak samo jak ja.
– Ostatnio sama mówiłaś, że ma sporo dyżurów.
– To tylko jeszcze dwa tygodnie, potem wszystko wróci do normy. – Wzięłam w obronę męża nie dlatego, że nim był, ale dlatego, że naprawdę nie był takim potworem jakim go widział Kamil.
– Czym?
– Co czym? – zapytałam.
– Czym cię skatował ostatnim razem?
– Niczym mnie nie skatował, nigdy mnie nie skatował.
– Od czego masz ślad na ramieniu, bo nie wygląda jak po klapsie. Bardziej bym stawiał na jakiś pejcz, bicz, może rzemień.
– To nie twoja sprawa! – warknęłam.
– Nie moja, ale jesteś dla mnie jak siostra…
– USB – powiedziałam te trzy literki, a Kamil wbił wzrok w podłogę.
– Czemu nie odejdziesz? Zapewnię ci lokum, pomogę.
– Kamil, tu nie chodzi o to, że ja nie mam dokąd odejść. Ja nie chcę od niego odchodzić, rozumiesz to? To z ręką to był nieszczęśliwy wypadek, nic więcej. Olek nie jest katem, nie jest sadystą.
– Olek za pół godziny wróci na obiad. Na razie – tymi słowami zakończył rozmowę i zniknął za drzwiami.
Nie wiedziałam co zrobić, jak się zachować, jak dalej żyć z tym co dzisiaj słyszałam, z tym co dzisiaj widziałam i z tym co się działo w moim życiu. Patryk zaczął płakać, przyciągnęłam więc kołyskę do kuchni i umieściłam go w niej. Kiedy on spokojnie spał się w niej bujał i podziwiał światełka ja mogłam spokojnie obrać ziemniaki. Wrzucałam je po kolei obrane do garnka z wodą. Najpierw robiłam to delikatnie, potem z coraz większą siłą, w końcu woda zaczęła chlapać na wszystkie strony, a mnie ogarnęła pierw agresja, potem niemoc i bezsilność. Usiadłam na taborecie w kuchni i zaczęłam płakać. Nie wiedziałam po cholerę żalę się nad swoim losem, przecież sama sobie taki zafundowałam. Usłyszałam otwieranie drzwi. Nie odwróciłam się w ich kierunku, ani nie wybiegłam mu na przywitanie. Szybko rozwinęłam ręcznik papierowy, który był nad umywalką i wytarłam oczy od łez, miałam nadzieję, że makijaż się nie rozmazał zbytnio.
– Cześć – powiedział Aleks i usłyszałam jak siada na krześle. Słyszałam w końcu jak je odsuwał od stołu.
– Hej – odpowiedziałam kładąc garnek z ziemniakami na palniku.
– Zasnął, odłożę go do łóżeczka – rzekł, a ja od momentu jak wszedł nawet na niego nie spojrzałam.
– Dobrze – odrzekłam i usłyszałam jak zamyka drzwi od pokoju chłopców. Później usłyszałam coś jeszcze. Wyciąganie kluczy z komody i przekręcanie zamka w drzwiach. – Wychodzisz? – dopytywałam.
– Czemu wziąłeś moje klucze? – zapytałam patrząc w kierunku drzwi na korytach, ale nie widziałam Olka. Wiedziałam jednak, że wziął moje klucze, bo tylko ja chowałam je do komody.
– Abyś nie wyszła z domu, nie wybiegła – poprawił się szybko, a ja nie wiedziałam co jest grane.
– Słuchaj, jeśli chodzi ci o Kamila, to naprawdę była wyją… – zaczęłam się tłumaczyć panierując jednocześnie wytłuczone już kotlety. Zawiesiłam jednak głos w momencie gdy rolety opuściły się, a w kuchni zaczęła panować ciemność.
– Olek, co ty wyprawiasz?! – krzyknęłam przeczuwając, że to jego sprawka. Na komodzie stał też pilot od bramy i rolet.
– Staram się zapewnić nam odrobinę prywatności – odezwał się stojąc za mną tyłem. Czułam jak obejmuje mnie w pasie. Poczułam jego niewielki zarost na moim policzku. Jego usta musnęły delikatnie.
– Nie zdjąłeś kurtki? – zapytałam ze zdziwieniem wyczuwając materiał jaki pokrywa jego ręce i tors.
– Nie, wolę jak to ty mnie rozbierasz – stwierdził banalnie, ale nad wyraz szczerze. Czułam jak jego usta zmieniają się w kształt uśmiechu.
–Może byś jednak najpierw zjadł, ponoć byleś głodny jak wilk.
– Głodny seksu – wyszeptał mi natarczywie do lewego ucha i liznął jego kawałek językiem. Już miałam coś powiedzieć, ale znów się odezwał.
– Cały dzień pracowałem i miałem przed oczami ciebie, to sprawiło, że stałem się głodny erotycznych doznań, a ty co robiłaś cały dzień? – zapytał nad wyraz poważnie.
– Musiałam wyrwać się do Majki, dzieci dawały popalić, nie dawałam już rady w domu. Kamil mnie wyręczył. – Zdecydowałam się choć na część prawdy.
– Nasz przydatny Kamilek. Mówisz że wyręczył ciebie, kobietę głodną mocnych wrażeń? – zapytał, ale coś w jego głosie uległo zmianie.
– Olek chyba nie rozumiem. Włącz światło – poleciłam, bo przeczułam, że jest coś nie tak, że jest jakiś inny, jakby nie on.
– Cały czas byłaś u Majki? – dopytywał.
– Tak – odpowiedziałam i za moment usłyszałam trzask. Poczułam niemiłosierny ból na pośladkach, silny jak jeszcze nigdy dotąd.
– Oszalałeś!? – warknęłam.
– Nie urządzaj histerii z powodu jednego klapsa. – Łatwo mu było mówić, bo to nie jemu stanęły łzy w oczach z bólu, a mnie.
– Co robiłyście? – zadał kolejne pytanie, a przecież nie tak dawno był całkiem miły i było całkiem sympatycznie, nie rozumiałam czemu to wszystko ma zmierzać, a najgorsze było to, że kompletnie nic nie widziałam. Panowały wręcz egipskie ciemności w całym domu, a może tylko w kuchni i salonie, tu gdzie się znajdowaliśmy.
– Nic wielkiego, damskie ploty – odpowiedziałam i poczułam kolejny raz na swoich pośladkach tym razem chyba nawet mocniejszy bo łzy pociekły mi po policzkach mimo woli.
– Nie oburzaj się tylko, bo powinnaś dostać mocniej – stwierdził oschle.
– Aleks, powiedz mi chociaż za co – wyszeptałam przez łzy, choć nie czułam strachu, z pewnością nie przed nim, już prędzej z tego powodu, że po raz kolejny uderzy.
– Za kłamstwo – odpowiedział, a ja nie wiedziałam o co chodzi, przecież nie mógł wiedzieć gdzie byłam. – Za narażanie siebie – dodał wręcz napastliwym tonem i chwycił mnie za ramie lewą dłonią. Prawą błądził chwile po moim ciele, trafił na uda, potem na pośladki. W końcu przestałam czuć jego dłoń. Stało się tak tylko na moment, na krótką chwilę, bo potem poczułam pieczenie na całej pupie. Nie wiedziałam, w życiu bym się nie spodziewała, że siła uderzenia ręką może być tak mocna.
– Olek, proszę, przestań – wyłkałam.
– A co, boli? – zapytał sarkastycznie.
– Tak – odpowiedziałam szczerze i chciałam odstąpić od niego choć na krok, ale wciąż trzymał mnie za ramie.
– Dokąd to, moja mała. Czas na gwóźdź programu – stwierdził i usłyszałam jak rolety podnoszą się. Pierw światło padło na podłogę. Dostrzegłam więc, że Aleks ma na sobie zimowe adidasy w czarnym kolorze. Potem wiedziałam już, że ma dżinsy. Kiedy ujrzałam białą kurtkę i fioletową bandamę opuszczoną na szyję, a całość dopełniła biała czapka, ale odwrócona do tyłu daszkiem poczułam się jak w koszmarze.
– To nie możliwe – powiedziałam patrząc mu w twarz. – Puszczaj mnie – dodałam, ale nie dałam rady się wyrwać z jego uścisku. Rolety znów się opuściły, a zaraz po tym gdy opadły do końca Olek pociągnął mnie za sobą, nie wiem w jakim kierunku, ale najwidoczniej do włącznika, bo światło się zapaliło, ale wcale mi to nie rozjaśniło perspektyw widzenia.
– Puść mnie – szepnęłam i poczułam jak uścisk się rozluźnia.
– Zdejmij spodnie – usłyszałam jego surowy ton, był ostry choć starał się być bez wyrazu
– Co? – zapytałam z niedowierzaniem.
– To co słyszałaś. Zdejmij – powiedział i odrzucił czapkę na narożnik.
– Ale… – zaczęłam, jednak przerwano mi stanowczo.
– Tu nie ma ale. Teraz ja wymagam czegoś od ciebie, wykonaj więc polecenie.
– Może mam jakieś pytania – powiedziałam ze łzami w oczach i wciąż czułam się jak w koszmarze. To z pewnością był sen, to musiał być sen. Przecież tamten facet strzelał, tamten facet teraz okazał się moim mężem.
– Oczywiście, masz prawo pytać – stwierdził dobrodziejca jeden krzyżując dłonie na piersi. – Porozmawiamy, zadasz pytania jakie tylko zechcesz, na każde dam ci jakąś odpowiedź. Oczywiście szczerą odpowiedź, ale teraz zdejmij spodnie i daj mi czynić moją powinność – dodał.
– Jaka jest twoja powinność? – zapytałam drżącym głosem, choć bardzo chciałam by mi nie drżał.
– Sądzę, że jako twój mąż przede wszystkim powinienem cię chronić, troszczyć się o ciebie, dbać o twoje bezpieczeństwo, o twoje zdrowie, oraz wybijać ci skutecznie głupoty z głowy. Sama wiesz co dzisiaj zrobiłaś, gdyby mnie tam nie było, miało mnie tam dzisiaj nie być. Zginęłabyś – stwierdził oczywiste. To ostatnie mnie więc nie zdziwiło, ale cały ten monolog o trosce, zdrowiu i bezpieczeństwie był dziwnie niepokojący.
– Jak się do cholery mam czuć bezpiecznie, gdy mój mąż lata po mieście z bronią, jeździ samochodem którego w życiu nie widziałam wcześniej na oczy, a na dodatek strzela do ludzi, do…
– Nie strzelam do ludzi. Zabiłem psa, psa którego znałem od szczeniaka, był coś jak przyjaciel. Zabiłem bo zawsze wybrałbym twoje życie, nawet kosztem własnego, więc co tam pies – przerwał mi tymi słowami.
– Mam czuć wdzięczność i całować cię po dłoniach bo uratowałeś mi życie?
– zapytałam sarkastycznie, nie czułam już strachu. W końcu był tym samym facetem za które wyszłam, no i nie celował do mnie z tej swojej broni, to znak, że chce się jednak dogadać, a nie mnie skrzywdzić.
– Wystarczy, że zdejmiesz spodnie i podejdziesz do stołu w jadalni.
– W jakim celu? – zapytałam idąc do tyłu, kiedy on zmierzał w moją stronę.
– Nie znalazłaś się tam przypadkiem, nie uwierzę, że w grudniu zbierałaś grzybki, albo wybrałaś się z Majką na spacerek po lasku.
– I co z tego? – zapytałam stając na chwile w miejscu bo i on stanął.
– To z tego, że mogłaś zginąć. Mnie uczynić wdowcem, a dzieci pół sierotami. Czy to nie ma dla ciebie żadnego znaczenia? Tylko mi nie kłam w oczy, że nie wiedziałaś o tym, że to niebezpieczne. Na sto procent wiedziałaś, że to nie należy do serii ciasteczka i herbatka u ciotki klotki.
– Nie…
– Co nie? Co nie ci się pytam? – zapytał i zbliżył się do mnie. Moje plecy dotknęły stołu. – Chcesz to przeciągać w nieskończoność? – zadał kolejne pytanie, a ja pokiwałam twierdząco głową. Uśmiechnął się jakoś tak smutno, zdjął kurtkę i powiesił na krześle.
– Amanda, wszystko ci wyjaśnię odnośnie tego, że tam byłem, odnośnie tego co zrobiłem, ale pierw to ty poniesiesz konsekwencje nie tyle swojego zachowania, co swojej głupoty. Moja żona nie będzie idiotką co się naraża bo Majeczki braciszek ma taki kaprys.
– Skąd to wiesz? – zapytałam.
– Wystarczy przeciętne IQ by się domyślić, że żadna z was nie szukała tam zysków, frajdy, ani nie znalazła się przypadkiem. Tylko Tyler miał w tym zysk – odpowiedział.
– Ja tylko towarzyszyłam przyjaciółce.
– Nie wiedziałaś w czym? Nie wiedziałaś, że to niebezpieczne? Spójrz mi w oczy do cholery jasnej i odpowiedz szczerze – ostatnie zdanie powiedział ostrzejszym tonem i chwycił mój podbródek w dwa palce po czym zabrał dłoń, a ja z powrotem wejrzałam na swoje buty.
– Dlaczego nie odpowiesz? Mam powtórzyć pytanie? – tym razem zapytał nad wyraz spokojnie.
– Wiedziałam – odpowiedziałam cicho.
– Co proszę? – dopytywał.
– Wiedziałam.
– Co takiego wiedziałaś Amando? – wypytywał dalej.
– Że to niebezpieczne, że to takie tajne…
– Takie tajne! – powiedział ostrym tonem, takim zdartym głosem. – Nie żyjemy w serialu, ani nie gramy w filmie kryminalnym. Jak by cię ktoś odstrzelił to byś nie zagrała w innym! – krzyknął, a ja poczułam że drgają mi mięśnie ramion, jakoś tak bez woli. Po moich policzkach popłynęły kolejne łzy tego dnia.
– Nie wzruszysz mnie, nie zmienisz mojej decyzji. Jeśli teraz nie dostaniesz, to za kolejnym razem znów pod wpływem Majki i jej bracholka zrobisz coś równie bezmyślnego, niebezpiecznego i dojdzie do większej tragedii niż śmierć zwierzaka. Zdejmij więc spodnie i nie dyskutuj.
– To ty powinieneś się tłumaczyć, nie ja. Czemu ja mam dostać skoro ty tez tam byłeś? – zapytałam przez łzy patrząc mu prosto w oczy.
– Bo ja akurat byłem tam chcianym gościem i mi z ich strony nie groziło żadne niebezpieczeństwo. Zdejmuj.
– Ale musisz… – zaczęłam niepewnie.
– Muszę. Amanda dalej, żadnego wyroku nie da się odraczać w nieskończoność.
– Aleks, ale nie musisz mnie bić. Zrozumiałam, zdałam sobie sprawę z tego co zrobiłam nie tak. Stało się tak bo mi to wyjaśniłeś, ale też dlatego, że. Też dlatego, że ja sama się dziś przestraszyłam.
– Też się przestraszyłem i to nie na żarty. Dlatego pierwsze co uczyniłem po powrocie to cię przytuliłem. Skończ już polemizować i uczyń co prosiłem.
Nie wiedziałam co zrobić. Mogłam być wściekła, okazać tą wściekłość. Mogłam wybuchnąć, obłożyć go pięściami, dać w pysk i nawymyślać mu od bandziorów, gangusów. Jednak nigdy wcześniej to do niczego dobrego nie doprowadziło. Było tylko gorzej. Albo wynikała z tego kłótnia gigantyczna, albo było gorzej dla mnie. Zresztą Olek nie wydawał mi się teraz niebezpieczny, wręcz przeciwnie czułam się bezpiecznie jak nigdy dotąd. Uratował mi życiem, kosztem psa, którego znał od szczeniaka. Gdyby musiał zapewne postawiłby się tym wszystkim złym ludziom byleby mi nic nie było. Martwił się, troszczył, ale czy był dobry?
– Naprawdę nie chcę cię poganiać, ale zapytam tak z ciekawości ile czasu jeszcze ci trzeba by odpiąć zamek dżinsów i je zdjąć, albo zsunąć przynajmniej do połowy?
– Wieczność – odpowiedziałam szeptem, ale nie było to wynikiem tego, że szeptałam, bardziej zaschniętego gardła.
– Ja bym cię dziewczyno na lekcji do toalety bał się wypuścić, skoro godzinę czasu zdejmujesz dżinsy, to zapewne drugą godzinę majtki, więc już miałabyś dwa okienka do usprawiedliwienia – powiedział cynicznie.
– Nie drwij, proszę. – Starałam się powstrzymać kolejne łzy, uniosłam głowę do góry by z powrotem wpłynęły do oczu, ale nic to nie dało. Chwyciłam za brzeg swoich spodni i odpięłam guzik. Olek w tym czasie podszedł do kuchenki i wyłączył palnik na którym gotowały się ziemniaki.
– Aż tak się boisz? – zapytał nagle. Takiego pytania się nawet nie spodziewałam. – Bo nie powinnaś. Kobieta, która sama ładuje się w kłopoty, rządna wrażeń, bólu i cierpienia nie powinna się bać kilku klapsów.
– Nie chcę bólu i cierpienia – stwierdziłam rozpinając zamek, co zajęło mi co najmniej minutę.
– Jednak weszłaś do jaskini lwa na własne życzenie – stwierdził siadając na krześle okrakiem.
Zapadła niezręczna cisza, ta cisza huczała w mojej głowie echem i takim harmidrem, którego nie mogłam znieść. Prosiłam w myślach o cokolwiek, o jakiś cud. O to by przyszli niezapowiedziani goście, o płacz któregoś z moich dzieci, o telefon do Aleksa ze szpitala z jakimś nagłym przypadkiem. Minęło kilkanaście minut, ale nic takiego się nie stało, nic nie miało ochoty mnie wybawić z opresji. Olek wciąż siedział okrakiem na krześle, właściwie to już na nim leżał. Głowę miał bowiem wygodnie ułożoną na swoich rękach, które idealnie robiły mu za poduszkę, która znajdowała się na oparciu.
– Nie potrafię – powiedziałam nagle, ale sama nie uwierzyłam, że wymówiłam to na złość.
– Potrafisz, poza tym nie odpuszczę ci. Nie tym razem – usłyszałam w odpowiedzi. Zerknęłam na niego. – Nawet się tak nie patrz, nie odpuszczę. Koniec i kropka. Możemy tak nawet czekać do wieczora, w końcu zechcesz to mieć wreszcie za sobą.
– Nie zechcę – wyszeptałam. Wiedziałam, że nie zdejmę tych spodni, że ich nawet nie zsunę, bo w ciągu ostatnich pięciu minut próbowałam setki razy, a jednak zawsze zatrzymałam się gdy moje dłonie dotykały materiału i ciągnęły go już delikatnie w dół.
Znów nastąpiła ta niezręczna cisza. Słyszałam dokładnie czas, uciekający czas. Każdą sekundę akcentowało tyknięcie wskazówki zegara, a ja uznałam, że to jest nie do wytrzymania.
– Aleks, nie potrafię. Naprawdę nie umiem tego zrobić. Nie ważne jak bardzo chcę, czy jak bardzo wiem, że zasłużyłam. Po prostu nie i już.
– Dlaczego nie potrafisz skoro wiesz, że zasługujesz na to lanie?
– Bo nie, bo to tak samo jakbym wiedziała że zasługuje na śmierć i nie chciała jednocześnie włożyć głowy pod gilotynę.
– Porównujesz śmierć do kilku klapsów. Jednak interesuje mnie coś innego użyłaś słowa „nie chciała”, a nie „nie mogła”, czy „nie potrafiła”. To znaczy, że potrafisz tylko nie chcesz.
– Nie potrafię, nie chcę, nie mogę – powiedziałam płacząc i odsunęłam sobie krzesło, usiadłam na nim i oparłam łokieć o stół, a twarz ukryłam w dłoni.
– Nie odpuszczę – usłyszałam w odpowiedzi na swój lament. – Boisz się, że zrobię ci krzywdę?
– Nie, nie boję się tego – odpowiedziałam.
– No to czego się tak boisz? Bólu? Upokorzenia? Łez? Nagości?
– Nie… nie wiem – odpowiedziałam wciąż płacząc.
– Wstań – usłyszałam, ale nie wykonałam jego polecenia. – Po prostu wstań, proszę.
Wstałam i dostrzegłam, że on robi to samo. Teraz miałam mętlik w głowie, nie wiedziałam co się dzieje.